środa, 29 grudnia 2010

zmasowana reanimacja

- pobudka! - lizu, lizu po twarzy. - pobudka!
- Burka, idź spać - mamrocze niewyraznie.
to ide. moja zupelnie niewrazliwa na takie czulosci. ciemno jeszcze, to moze przesadzilam.
- pobudka! - lizu, lizu. - ile czasu juz minelo!
- Burka, 10 minut. Idź spać!
ide, ide. spac i spac. jak tam dzien zaraz wstanie i bezczelnie rozpanoszy sie na podworku! jedyna nadzieja w chłopakach z pokoju obok: - Maksiu, wstawaj. pomoc reanimacyjna potrzebna.
- o, powaszna szprawa, Burka, jusz pedze.
- na moje haslo: lizac twarz! lizac!
we dwoch zmasowany atak jezykowo-nosowy przypuszczamy na twarz wystajaca letko tylko spod kołudry.
- Miśki! Co za zmowa!
- na szpacer nasz wypuść jusz!
- Dobra, dobra, idę.

wtorek, 21 grudnia 2010

nazwa zastrzezona

jedyne w swoim rodzaju

leciutkie

unoszace sie z kazdym ruchem powietrza

obecne pod szafką, gleboko w dywanie, w zupie, na świeżo upranej białej bluzce a nawet w dopiero co otwartym maśle

BURKŁAKI
w
kolorze
czarnym lub blond

dostepne od zaraz

poniedziałek, 20 grudnia 2010

z poradnika koneserki

sniadanie winno sie spozywac bez niepotrzebnego pospiechu. w tym celu nalezy wyciagnac z michy kilka chrupakow, zaciagnac je na dywan i tam na lezaco wypluc i wsadzac po kolei do paszczy.
potem wrocic do michy, ponownie wziac hurtem chrupy w paszcze, podreptac na dywan, wypluc, polozyc sie i po kolei wciagac.
czynnosc w razie potrzeby powtarzac.
(uwaga, istnieje mozliwosc, ze pobudzone soki trawienne beda nalegac, zeby chrupy spozyc od razu przy misce. kulturalny pies znaczy suka potrafi sie takim naturalnym odruchom oprzec)

środa, 15 grudnia 2010

doniesienie na policje

ide sobie normalnie az tu raptem: - Proszę natychmiast zabrać tego psa!
o mnie chodzi, nie.
- Dlaczego on nie jest w kagańcu?! - typ podnosi glos.
- Jest na smyczy, nie musi być w kagańcu - mowi moj.
- Ja wiem, co mówię. Mam zadzwonić po policję?
- Proszę - wzdycha.
stuku puku.
- Halo, policja? Właśnie zostałem obwąchany!

wtorek, 14 grudnia 2010

matrix

skup sie, Burka, skup sie: "miska, zginaj sie, zaginaj"
- Burka, co ty robisz?
- nie przeszkadzac! miska, zginaj sie, zginaj sie, zginaj.
- Czy ty próbujesz zakopać chrupaki miską? W misce?
- a co w tym takiego dziwnego? przeciez nie ma zadnej miski, to tylko zludzenie jest, wiec brzegi miski predzej czy pozniej zegnal sie i moje bezcenne chrupaki pogrzebia do momentu, kiedy nabiore na nie ochote.

środa, 1 grudnia 2010

nasze

niuch, niuch. - wynocha stad, ty odsniezaczu podszyty!
- O co ci chodzi, Burka? Pan tylko samochód odśnieża.
- odsnieza? kradnie nasz samochod!
- A po czym poznajesz, że to nasz samochód?
- przeciez wszystkie samochody sa nasze.

poniedziałek, 6 września 2010

bezpieczenstwo

te psy to one podejrzane sa. taki L. - niby mopsik, niby sie znamy, niby na szyje mi sie rzuca z miloscia jak zwykle, ale podejrzany typ sie zrobil.
K. - czarny taki lab mlodociany, niby sie cieszy, ale nie wiadomo, co mysli. podejrzany.
ratlerek - podejrzany. 7-miesięczny taki gladki - podejrzany. gruba ruda - podejrzana.
a B., włochaty owczarek, to juz w ogole podejrzany. zalozyl sobie kryze taka wielka na szyje (stary, to modne bylo 3,5 tys. psich lat temu!!!!) i z lapami do mnie normalnie! obiema na raz. to ja ssse wole pobiegac. SAMA!

wtorek, 24 sierpnia 2010

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

absolutna inwigilacja

pamietacie pasiaki? pasiaki wrócily. razem z mniej urocza koszulka czarna, w ktorej moja pupa nie wyglada tak uroczo jak w pasiakach. przydzialowy mundur wiezienny.

elementy wspomagajace inwigilacje: zapalone swiatlo w przedpokoju, kiedy spie, zapalone swiatlo w lazience, kiedy spie, otwarte drzwi na balkonie, kiedy spie. kazde mlasniecie jezorem (nawet na pusto, w powietrze - probowalam) konczy sie wrzaskliwym: - Nie!

dzialania wywiadowcze zostaly potrojone po tym jak w niewiadomych okolicznosciach zniknal jeden z dwoch szwow na moim srommie.

przeciez sie goi, nie.

kiedy ranne wstaja zorze

Godz. 5.12.
Burka: - siku mi sie chce, siku! natychmiast musze siku!
Maksiu: - Burka, TY szyjesz!

niedziela, 22 sierpnia 2010

spisek pająków

Maksiu: - wsztawaj, Burka, wsztawaj!
Burka: - spac mi sie ce.
- wsztawaj, mówie! czego lezysz jak padalec?! wsztawać mi jusz!
- odwal sie.
- ale co sie ształo, Burka? dlaczego ciebie szuke sztarszą ode mnie noszą na rekach? a?
- Mksiu, to wszytko wina pająków.
- co?
- ostnie, co pamietam, to pająki. one mnie te pająki obchdzily, a ja je prbowalam lapac, ale jezyk moj bunt podnsł i gonic nie chcial. a ptem to widze ćbie jak mi robisz usta-usta. i jmnika.



- czerep ci zmocherowial, Burka? jakie pajaki? byl tam jeszcze ktosz?
- no, była jeszcze taka ksiemżniczka w białej, brdzo bialej sukience.
- mowila cosz?
- macala mnie po trzeszczacym boku i powiedziala: "Odma podskórna, trzeba sprawdzić, czy klatka cała".

piątek, 20 sierpnia 2010

update

- Ty, a co ona ma takie mokre futro pod prawą pachą?
- O, k...


5 minut pozniej.
pan w bialych portkach, bialej koszuli, okularach (mina zmartwiona): - Na szycie to już niestety za późno. Szycie się robi góra 4-6 godzin po ugryzieniu, teraz to moglibyśmy zrobić szyciem większą krzywdę. A szkoda, bo przydałyby się ze dwa-trzy szwy. Ząbek przeszedł przez skórę, omięsną i naruszył trochę mięsień. Ale się zagoi, zagoi.

czwartek, 19 sierpnia 2010

goscinnosc polska

chcieli mi zrobic niespodziewajke, ale ja juz po drodze wyczailam, ze jedziemy do miejsca, gdzie jest duzo psow jak ja, a nawet w kolorze blond i ze bedzie ubaw.
wyskakuje z samochodu, jest ekstra, deszcz nie leje, tatus na horyzoncie, ale cos mi sie niepewnie robi. tatus to z trzema babami jest: z ciotką przyszywaną, z kuzynką przyszywaną i jakąś taką, co jej ani razu na oczy nie widzialam.
najpierw ojciec mnie sprowadzil do parteru: wrrr. po ojcowsku.
potem ciotka: wrrr.
tamte dwie az sie rwaly, ale byly na smyczy, wiec znowu ojciec: wrrr i ciotka: wrrr.
kuzyneczke ze smyczy spuscili - dzień dobry. wrrr.
- ui - ja na to.
i jeszcze tą trzecią spuscili i oni wtedy jakby sie zmowili i wszyscy we czterech na mnie razem: wrrrrrrr.
odgonili, ja przy nodze grzecznie, ale te mnie zaczepiajaaaa.
i znowu stadem na mnie, i znowu rozgonili, juz ledwo ledwo, a ja sie dre jak zarzynany swiniak.
bo boli.
rezulat spaceru:
przerazenie moje wielkie, rana gryziona trzycentymetrowa na sromie, szwy dwa, antybiotyk, antyopuchliznowiec.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

pół krolestwa

za siedmioma radarami, za siedmioma hipermarketami, za siedmioma stacjami benzynowymi mieszkał królewicz zaklety w zabe. czekal na swoja ksiezniczke.
- wstawaj, kermit!


sie wymsknal. - dawaj cmoka zabichu, pol krolestwa moje ma byc! - a ten kic, kic - ucieka. - nie rechocz stary, przepiekny jestes ty, przepiekna jestem ja - w czym problem?
łapą go: - dokad to, darling?! kochamy sie czy nie? pol krolestwa piechotą nie chodzi!


- Burka, zostaw! - krzykneli, a on czmychnal. probowalam potem innych co to pretendowali do roli krolewiczow, ale do niczego nie doszlo.

czwartek, 5 sierpnia 2010

wpis od lat 18

chybanpewno mi sie podoba ten bialy z wczoraj.
troche mlody byl, tylko osiem miesiecy, ale przystojnyyyyy.

wiec zaczelismy nasz zwiazek od konsumpcji,
bo czasu nie bylo i wszyscy krzyczeli: NIE, ODEJDZ, NIE WOLNO

ja mu sie wystawiam, ogon podnosze, mowie: "bierz mnie, kochany"
a ta pierdola bez doswiadczenia zadnego nasz zwiazek rujnuje
i zamiast z tylu to mnie z boku bierze, nie trafia, szczeniak jeden.

neun, neun, neunzig

miła sympatyczna bez nałogów z wyczesanymi wlosami po francusku i polsku bez.
dzwon teraz: neun neun neunzig acht neun neunzig.

informacje dla wzrokowcow: prosto po bladoczerwonych kropkach na chodniku, przez zakropkowaną klatke schodowa, winde, przez klatke schodowa i wycieraczke.

czekam na ciebie

cmok

kwiatki

- wstawajcie, wstawajcie, zobaczcie, z paszczy pachnie mi kwiatkami!
- Zgniłymi, Burka, zgniłymi.

środa, 4 sierpnia 2010

racje

postanowilam zaczac podchodzic racjonalnie do moich racji zywieniowych. wiadomo, kazdy ma czasem racje, ja racje mam dwa razy dziennie. ale od wczoraj cos mi tych racji za duzo w racji, wiec racji jem połowę rano i połowę wieczorem. nie musze przeciez zawsze miec pelnej racji. wrecz przeciwnie, polowa racji na moje cialo ma znacznie korzystniejszy wplyw. mam racje?

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

melancholiya

egzystencjalne mysli sie na mię rzucaja stadnie, pozwolcie zatem, ze zaproponuje wam wiersz wlasnej produkcji zatytulowany "do wysokosci 20 cm"

slad na ziemi swoj zostawie
znacznie trwalszy niz po kawie
piszac wiersze tu na scianie
gdzie ma krew na wieki zostanie

(to mię sie narzucilo jak po spaniu wstalam i zobaczylam, ze slad krwawy splywa po scianie, o ktora sie oparlam czescia tylna ciala swego. melancholiya mnie dopada czy co?)

piątek, 23 lipca 2010

Burka, Burka, szef podworka

wlasnie po raz pierwszy w swoim zyciu dokonalam obsikania smietnika stojacego na chodniku. a co, niech wiedza, kto tu rzadzi

czwartek, 22 lipca 2010

tama potrzebna

przerywam blogowa cisze, bo tym razem to naprawde wszystko wskazuje na to, ze zdycham marnie. od poltorej godziny krwawie jak zazynane zosie spomiedzy nog zadnich. nie potrafie tego zatamowac.
zegnajcie.
milo bylo was poznac.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

estetyka

patrze i patrze jak to kombinuja strasznie, glowia sie i zamysliwuja, i nic nie podpowiadam.

chodzi o to, ze jakies trzy tygodnie temu to mi nagle lapy pomiedzy palcami zrobily sie bardzo czerwone. krwawo czerwone doslownie. do-slow-nie.
panika w domu, biedny Burasek do wetki, wetka palce w pupe, ze to niby jak gruczoly pies ma pelne, to sie lapami przednimi zajmuje. hipoteze taka stawia. a potem jak wyjmuje mi palce z pupy to sie z niej hipotezy z lekka wycofuje, ze moze niekoniecznie, ze to moze byc kupa prawda, a jak kupa prawda, to trzeba bedzie do alergologa.
na razie antybiotyk.
tydzien w lapy wcieraja trzy razy dziennie.
nie pozwalaja wylizywac.
po antybiotyku chyba stwierdzili, ze na alergologu to przyoszczedza i lapy mi myja po kazdym spacerze. wszystkie cztery. hehe, musze tu z duma przyznac, ze JUZ wiem, ze w takiej malej misce, to chocby sie zestresowali, to mnie nie utopia, i juz nie trzeba mnie wołami zanosic do lazienki.
- No patrz, znowu zaczerwienione - wzdychaja co jakis czas, ale ze juz nie tak czerwone jak za pierwszym razem, to myja te lapy i nic.

az tu dzisiaj daje sie przylapac jak szczeniak jakis.
- Burka, ty się DEPILUJESZ?!
no wtopa.
publiczne upokorzenie.
- a co w tym takiego dziwnego niby? kto dzisiaj łap nie depiluje? nawet nie wiecie, jaki to stres wyjsc na ulice z takimi owlosionymi lapami pomiedzy poduchami. wiem, kiedys zadna szanujaca sie suka nie zwracala na to uwagi, ale dzis jest dzis. golenie i strzyzenie jest nieefektywne, a czytalam, ze depilacja jak najbardziej przynosi estetyczne efekty. wiec se wyrwalam, bo bzykajacy depilator za wysoko lezy na polce i nie sięgam.


jeszcze tylko jedna tylna lapa zostala dziko owlosiona.

piątek, 4 czerwca 2010

przerwa w pracy

chodza sluchy, ze nie pisze, bo szlaban mam z powodu takiego, ze psem jestem nieznosnym, suka znaczy, i informacje nieprawdziwe a grozne dla obalenia systemu rozpowszechniam. chcialabym to zdementowac jednoznacznie. nie pisze, bo nie, a tak naprawde to dlatego, ze lapy mnie swedza i pieka i wole je wylizywac po umyciu niz precyzyjnie celowac w klawisze.

ale plan mam taki, zeby od poniedzialku nadrobic. bo dzialo sie, dzialo.

a poza tym (nie smiac mi sie tu, powaznie mowie), to ja wydoroslalam pod wieloma wzgledami.

sobota, 29 maja 2010

sztafeta

jak juz wielokrotnie wspominalam, z woda zartow nie ma.


ale sa korzysci za przyniesione patyki z wody.
WIĘC
plan jest taki:
patyk do wody,
Maksiu do wody za patykiem,
(nameczy sie bidula, namacha lapkami),
a jak wychodzi z wody, ja patyk przejmuje :-)


chociaz skubany nie zawsze ma ochote wspolpracowac.

wtorek, 27 kwietnia 2010

wertepy



wczoraj na spacerku z moja ciotka mikrusia spotykamy dziwna pania prowadzaca rower i pani mowi calkiem na powaznie:

"-Prosze uwazac tam dalej sa wertepy i doly trzeba pilnowac psow bo moga sie przewrocic"

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

kazio jaki kazio



w ramach wycieczki (jakiej cieczki zadnej cieczki jeszcze nie mialam) tylko lapy ublocone w rzeczce co byla przy drugiej rzeczce ktora byla jeszcze przy innym strumyku

zabral mnie do kazia jakiegos, ktory mial byc nad wisla (sprawdzalam nosem, zaden z panow wedkujacych sie nie nazywal kazio)
poskakalam, popiszczlam, zaliczylam pochloniecie kociego serka panu od domku, oraz podeptanie kwiatkow w ogrodku, popodgryzanie brody mojej ciotce mikrusi, wypychanie jej z usciskow domkownikow

zadanie wykonane

po sprawie


po 22 dniach wyjszlam wreszcie z ukrycia pod biurkiem
sprawa ze slimakiem ulegla juz przedawnieniu
ale na wszelki wypadek spaceruje sobie po drugiej stronie miasta
swiat wyglada pieknie bez nog biurka i nog dwonogich zaslaniajacych widok

wtorek, 13 kwietnia 2010

mlask!




Z raportu Policji:

"... wczoraj w godzinach wieczornych widziano psa rasy HowaFart
spacerujacego w sposob podejrzany z nosem przy ziemi
krecacego morda i chrupiacego z mlaskiem
Pies zawolany imieniem: Bułka lub Chmurka oddalil sie w kierunku parkingu

wszystkich swiadkow

w sprawie zaginiecia slimaka winniczka

prosimy o niezwloczne zgloszenie sie do najblizszego dzielnicowego..."



- Sam sie prosil, kąsek jeden.
Burka
(chwilowo ukryta pod biurkiem)

piątek, 9 kwietnia 2010

rachunki

w starych dobrych czasach taki hovawart jak ja mial dwie miski jedna do picia druga do jedzenia znaczy sie do picia i jedzenia Z misek a nie misek a teraz z tych wszystkich misek zrobila sie jedna miska
i jak tu jesc kiedy nie ma picia obok tylko trzeba nosem potracac po jedzeniu zeby wypelnili miske woda, to ponizej godnosci hovawarta
i w pracy to samo, nie wiem o ssso chodzi, w domu jedna miska, w pracy tez jedna miska, gdzie sie te wszystkie miski podzialy mialam przeciez dwie miski w domu jak porzadny hovawart jedna do jedzenia druga do pica, a teraz jedna miska, gdzie jest moja miska? przeciez umiem liczyc a jak nie licze to mi jedna miska wychodzi

piątek, 2 kwietnia 2010

znikajace kwasy

- Ona chyba nie zjadła baterii?
- Jakiej?
- Tej małej od pogryzionego pilota, nie widze jej nigdzie.

wszystko

dzisiaj przed wyjsciem pochowali WSZYSTKO.



prawie.

zostal kubeczek z wyciskarki do cyrusow metalowy i dosc paskudny, dwa malutkie piloty i worek po workach na kupy, bo worki na kupy troche za daleko lezaly. godzina i 22 minuty.

czwartek, 1 kwietnia 2010

trzeba

- Słuchaj, trzeba pochować WSZYSTKO, co stoi na wierzchu w kuchni - mowi jedno do drugiego rano. - Wygląda na to, że jak jej się sprzątnie jedno, to ona sobie znajduje drugie.
- Tak, tak, masz rację. WSZYSTKO musi zniknac.

powialo grozą.

ale, że jestem pieseczkiem, ktory nie zwykl sie martwic na zapas, w ogole sie ta grozba nie przejelam.

i slusznie.

bo kiedy na pol godziny zostalam sama, okazalo sie, ze:

- wyciagnietej ze zlewu szczotce-zmywakowi trzeba skrocic raczke, zeby byla bardziej ergonomiczna,

- trzeba sprobowac, czy dwie papryki wyciagniete z miski na warzywa razem z resztka glowki salaty lodowej nie podgnily aby,

ale najlepsze jest to, ze odnalazlam wysoko na szafce ukryty OLEJ SEZAMOWY!!!!!!

ihaaaaaaaaaaaaaa

Can you tell me how to get
How to get to Sezame Street

środa, 31 marca 2010

napasc w bialy dzien

- gdzie bylas?!!!!! gdzie do jasnej nosówki bylas?!!!
- O Boszsz...
- nie wiesz nawet, co tu sie dzialo!!! nie wiesz, co sie dzieje, jak wychodzisz na 2 godziny 4 minuty i 42 sekundy!!!!
- Co się stało, Burka?
- co się stało? co się stało?! sok jablkowy sie na mnie rzucil!!!!!!!
- Co takiego?
- rzucil sie na mnie jak tylko podeszlam do kuchni! 2 litry zywej cieczy (chociaz w srodku juz bylo chyba mniej). ugryzlam, to popuscil w kuchni, ale mnie scigaaaaaaaaal! na dywan za mna pobiegl, ja uciekam, ten za mna, ja robie uniki, a ten tuz tuz.

w koncu sie wykrwawil.

trzese sie cala, nerwy skolatane biednego hovawarta, nie wiem co ze soba zrobic, psychologa zadnego, przyjaciolki zadnej, ale zaraz, zaraz, gdzies tu byly gofry, rany nimi opatrze, i ten, no krem do rąk "przynosi ulgę suchej skórze" to jak w sam i w raz na ukojenie nerwow bedzie.


nie ma co plakac nad rozlanym sokiem.

na dywanie.

poniedziałek, 29 marca 2010

kontrola

na inspekcji bylam u pana w bardzo bialych portkach. zmacal mnie po udach, co mnie troche zbilo z tropu, a ten sie cieszy: - O, dziura jest.
ze niby to dobrze, bo dziura po wycietym miesniu to byc powinna, ze nie zrobil sie jakis krwawy nieprzyjemny niedziur.
- Wskazanie do stopniowego wydłużania spacerow, ale nie wiecej niz o 5 minut.

niedziela, 28 marca 2010

spadlo to zjadlam

- I czego za mną łazisz? - pyta, jakby nie wiedzial o co chodzi.
- nie masz jednej?
- Czego?
- no jeszcze jednej takiej samej czy nie masz?
- Nie.
- ale gardło mnie boli.
- Tego się nie połyka, Burka. To się ssie.
- daj jeszcze jedna to nie polkne od razu.
- Burka, odwal się. Tabletki na ból gardła nie są dla psów. Jedna mi spadła, ale dwie pod rząd na pewno nie spadną. Idź sobie.

sobota, 27 marca 2010

stanowczosc

wszystkie wasze patyczki są należeć do mnie.



slyszeli?

labek, chodź kochany, chodź, chodź. A teraz - ODDAWAJ!

dzięki.

wtorek, 23 marca 2010

nieuniknione

osły musialy zginąć.
swinia też.
knuły cos z tym knurem.

przez cale 55 minut tak ewidentnie knuły, ze nie pozostawily mi wyboru. nie bylo nikogo innego w domu, wiec wzielam na siebie ta odpowiedzialnosc i pozbieralam czapki z biurka, z półki na ksiazki wyciagnelam miśka za fraki: - bedziecie swiadkami - mowie im. - czasy sa takie, ze my, jedyni domownicy w domu, musimy wziac rządy w swoje łapy. osły i swinia (i jeszcze rolka workow kupowych i paczka chusteczek higienicznych) knuly przeciwko nam bezczelnie. z calym swoim milosierdziem oto łącze sie z nimi w jedno metodą dogębową.


misiek, cho no, mamy jeszcze paczke gum miętowych do podzialu.

poniedziałek, 22 marca 2010

godzina samotnosci

szafy zamkniete, olej sezamowy poza zasiegiem, skarpety poza zasiegiem. to sobie cala godzine pospalam, na wszelki wypadek zastawiajac drzwi swoim cialem.

niedziela, 21 marca 2010

zaburzenia snu

czegos mi brakuje w tym domu. az tak mi brakuje, ze w nocy po cichu wstaje i sprawdzam, czy lozko zajete. ale jest zajete i z powrotem klade sie spac. micha jest dwa razy, spacery sa, zabawy sa. czego mi moze brakowac?

sobota, 20 marca 2010

ład przede wszystkim

porzadna ze mnie zwierzyna jest taka, ze jak gumke do wlosow znalazlam nie powiem gdzie, bo to moja sprawa, wymemłałam, wymemłałam, wymemłałam, to potem odlozylam na półkę

piątek, 19 marca 2010

ulica sezamkowa

no wiec tak: drzwi od szafy zamkniete, nikogo ZNOWU nie ma w domu, torebek foliowych nie ma, co to robic, co tu robic, a-ha! szuflada jest, szufladeczka taka malutka na poziomie nosa ona, a tam ocet malinowy, ocet winny, ocet ryżowy i, uwaga, uwaga, olej sezamowy!

mniam.

szufladkie won z jej dziury na podloge, ocet won, ocet won, ocet won, olej sezamowy w zęby i na dywan, bo na dywanie to jest miekko i przyjemnie i jak sie korek odryzie to leje sie powoli prosto do pyska.

no, prawie prosto, czasem trzeba cos z dywanu podlizac, bo skapnie.

i wszyscy spiewamy (tarzając sie w rozlanym sezamie):

sunny day
sweepin' the clouds away
on my way to where the air is sweet

can you tell me how to get,
how to get to Sesame Street

środa, 17 marca 2010

reklamancja

mialo nie bolec i byc tak rozowo i przepieknie wlasnie po tym jak mnie pocieli, a dzisiaj jak spalam, to sie nie moglam rozkraczyc na plecach jak na przyzwoita suke przystalo, bo bolalo.

poniedziałek, 15 marca 2010

sposob na samotnosc

samotnosc mi juz nie straszna, nawet pomimo tego, ze szafe podstepnie i skutecznie nauczyli sie zamykac tak, ze butow nie da sie z nich wyciagnac nijak. odnalazlam nowa milosc - reklamowki. chowane skrycie na półeczce pod zlewem dzis zascielily cale mieszkanie - zielone, biale, przezroczyste; grubsze i ciensze; mniejsze i wieksze - reklamowki wszelkich rozmiarow, ksztaltow i kolorow. zycie znow jest piekne, kiedy przez 15 minut pies moze pobyc sam na sam z reklamowkami.

piątek, 12 marca 2010

ryj znaczy



morda to od jakiegos czasu taka niezdecydowana mi sie zrobila, ze ona za matka jest albo za ojcem, niech sie opowie wreszcie, bo kolory takie ani w te, ani we wte ma zupelnie. na przyklad moj ulubiony brat Pulpet, ktorego zwą eryk, co to zawsze byl grubszy, ale jednak jak ja podobny, to zupelnie ma pysk odmieniony i prawie, ze taki, ze bym go na ulicy nie poznala, jakbym na niego wpadla przypadkiem w charkowie.

czwartek, 11 marca 2010

burkowe strachy

musze przyznac, ze w wieku roku to naprawde nie ma juz rzeczy, ktore robilyby na mnie wrazenie przestraszajace. nie ma i juz. roslam i roslam, i wreszcie zrobilam sie w rok urosnieta cala. co widac, bo trzy miesiące temu bylam grubsza w szyi i z zimowym futrem, piec miesiecy temu bylam mniej kudlata, siedem miesiecy temu i dziewiec miesiecy temu - tez bylam.



i w wieku tak zaawansowanym nie boje sie podstepnych i nie wiadomo co myslacych odkurzaczy, wystarczy tylko lape zabrac od lapy odkurzaczowej pedzacej w twoim kierunku i udac sie z godnoscia w inna strone, a najlepiej na ponton wlasny, czyli azyl niezaprzeczalny. kto to widzial, zeby taka odkurzaczowa lapa macala moje futro!

do wody tez juz nie podchodze panicznie, bo jak woda sie za bardzo zbliza, to okazuje sie, ze wzywaja niecierpiace zwloki obowiazki i trzeba nie za szybko, ale jednak wyjsc.

bo ujadajacych psow to sie w ogole nie boje, przyspieszam tylko, zeby nie bylo, ze to ja wszczynam awanture.

dzis sa moje urodziny

najpiekniejszy dzien w roku

środa, 10 marca 2010

apokalipsia


mor-du-jąąąąąą!
życia pozbawiająąąą!
ra-tun-kuuuuuuuuuuuuuu!

noski maja takie delikatusne, ze pies w perfumie kupnej do eksterminacji sie ich zdaniem nadaje i oto rozpoczeli dzielo zniszczenia! apokalipsia! hovokaust!


topią biedna hoovcie, wodą zalewają w wannie, w ktorej kaczki tak milo do tej pory plywali, a teraz ze mnie kaczke chca zrobic i na rosol przerobic!
nie dam sie! wychodze!

- Burka, nie. Siad.
- sam se siad, ja nie bede siadac, odmawiam, tu mokro.
- Siad.
- nie.
- Siad - pokazuje chrupaka.
- za takiego chrupaka to sam se dupe mocz w wodzie mokrej takiej. ja wychodze.
- NIE!
- ra-tun-kuuuuuuuu!

- Boszsz, weź wyłącz ten prysznic, bo pies w szoku jest totalnym.
- To jak chcesz spłukać szampon?
- Ręką.
- To weź ją tu bliżej do kranu.
- wychodze!!!!!!

- NIE!
- Miskę weź może i ją oblewaj. Dobry piesek.
- ratunku!!!!!!!!!
- Nie panikuj, Burka.
- ja nie chce umierać!!!!!
- Jeszcze chwila. O, teraz ręcznik. Wychodzimy.

- ja żyjeeeeeeee!

wtorek, 9 marca 2010

roztopy

drogie pieseczki,
oglaszam rozpoczecie najpiekniejszej pory roku - pory roztopow. kupy wylazly spod sniegu, smacznego!

z podrecznika wychowania goldenka

z racji moich niezaprzeczalnych walorow umyslowych postanowilam zajac sie tresura psow. w celu odebrania patyczka z pyska golden retrievera nalezy na niego warknac stanowczo i autorytarnie. goldenowi na ten pokaz chamstwa szczena wyraznie opada i patyczek odbieramy.

uwaga, istnieje niebezpieczenstwo, ze golden metode nasza podchwyci i w sposob zdecydowanie bardziej chamski warknie, i nam szczena z patyczkiem opadnie.

poniedziałek, 8 marca 2010

luzniejszy okres zawodowo

prosze, jak sie szanuje swojego zwierza strozujacego. ledwie co zrzucili mi na leb 22 nogi do pilnowania - z czego, musze przyznac, wywiazywalam sie sumiennie - to teraz pozbawili mnie wszystkich etatow naraz. naraz! wszyscy wyszli z domu i nawet dwoch nog nie zostawili do pilnowania.

wiecej - szafa z butami zamknieta skutecznie, przez sciane sie dostac do nich nie da - tylko farba odpada, bieganiem po mieszkaniu tylko dywan sie zwija, czapka zostawiona luzem to male pocieszenie.

cale 3,5 minuty samotnosci! zwariowac mozna z tymi ludzmi!

sobota, 6 marca 2010

sprawnosc psa samochodowego

harcerka byc zawsze chcialam, ale dlaczego moje sprawnosci harcerskie musze zaczynac od tych, co to najbardziej sa nudne?
- Cierpliwość trzeba ćwiczyć, Burka.
jasne, cierpliwosc. wiec przez caly dzien jazdy to ja sobie zrobilam jeszcze podsprawnosci: psa na zaluzjach zamykajacych bagaznik, psa jadacego przodem, psa jadacego tylem, z wyciagnietymi lapami, psa jadacego z glowa: 1) w klamce, 2) na podlokietniku, 3) za zaglowkiem.

piątek, 5 marca 2010

likwidacja intruza

ale pieknie dzis dzien zakonczylam, normalnie takaaa byla imprezaaaaaa.

siadaja jak od tygodnia do kolacji i pisk nagle jakis taki, i jezory z tym piskiem i takie czerwone, i zolte, i rozowe, i niebieskie z gąb im wyskakuja i sie cieszą i klaszcza, i tacy cali rozbawieni sa. no ja powiem szczerze, mnie to nie bawi taki halas przerazliwy, ale znosze go z godnoscia. i jak juz usiedli, to zauwazylam, ze drzwi do pokoju obok sa uchylone. "obowiazki wzywaja" - mowie sobie, a nuz wdarl sie jakis intruz i zechce tu sobie pobyc na nielegalu.

wchodze, a ten intruz na szafce sie usadowil. podchodze niesmialo - niuch, niuch - nic mi to nie mowi, to lizne delikatnie, dalej sie nie rusza, wiec lizam troche bardziej, bo nadal nie mam pewnosci z kim mam do czynienia.

- Burka, zostaw! - drze mi sie nad glowa i łzami zalewa, ale ryczy ze smiechu raczej i nie bardzo wiem, jak mam sie zachowac.
- Wynocha! - dodaje, wiec juz wiem, jak sie zachowac - resztka bialego lepkiego zostala mi jeszcze na nosie, wiec bez zalu wychodze.

- Kto zostawił otwarte drzwi do pokoju z tortem?

środa, 3 marca 2010

segregacja odpadow

nie dosc, ze mam dodatkowe etaty strozujace, to jeszcze tu na wyzynach wysokosciowych, to tacy sa ekolopsiczni, ze wszystkie smieci to do piwnicy znosza i na kupki rozkladaja.

ale jak niedokladnieee!

wiec zaraz wszystko popoprawiac musze, na szczescie na moim poziomie znalazly sie latwe do rozroznienia plastiki - pudelka po jogurtach, opakowania po mleku, szynce, kielbasie wiedenskiej. i wyobrazcie sobie - wszystko nieumyte!

dawaj rozwalam to po calej piwnicy i po kolei, jeden po drugim z mozolem myje. jezykiem oczywiscie, zeby bylo dokladniej.

wtorek, 2 marca 2010

delikatny misio, czyli moja prawdziwa natura

te jedenascie etatow to zaczyna miec tez swoje minusy dodatnie. bo kiedys, to zeby wyjsc na dwor to musialam czekac az jedno z dwojga sie laskawie zlituje nad zameczonym normalnie psem i wezmnie go na dwor. a teraz sprawa ma sie inaczej, bo na jedenastu jest wiecej chetnych. i jeszcze wiecej mozna ich pociagac, bo oni sie dopiero musza nauczyc mowic tak mocno i ordynarnie "nie", bo oni jeszcze na szczescie mysla, ze ja jestem takim mieciutkim i puchatym szczeniaczkiem, ktorego nie wolno nadeptywac znienacka, bo sie go uszkodzi alboco, a jak sie mowi "nie", to trzeba uprzejmie i malo stanowczo, a nie tak po chamsku jak ci moi, ze moja lagodna natura chamstwem na chamstwo nie potrafi, wiec ulega.

no, raj.

poniedziałek, 1 marca 2010

prawie jak u prapraprapraprapraprapraprababki

lasy sa, schwarz sa jak najbardziej, czyli prawie jak schwarzwald, nie?

w takim krajobrazie to od razu wygladam jak moja praprapraprapraprapraitdbabka, ktora pozowala do miedziorytu albrechta durera w 1513 r. uszy w pedzie mi tak samo rozwiewaja sie na boki, tylko konia brakuje i szlachty do strozowania, chociaz prawie i szlachte mam, a strozowanie to na pewno.



w 1210 r. to bylo tak, ze niemiecki zamek ordensritterburg oblezyli krwawi i bezlitosni slowianie. dzis juz zyjemy w zgodzie germanie i slowianie, i ja choc germansko-szkocko-slowianka sie czuje, to jednak historia mowi tak: zamek zdobyty, pan zabity, tylko synek uratowany przez kogo? no? kto zgadnie? przez moją przodkinie oczywiscie z rasy hovawart, ktora sama ranna zaniosla dzieciaka do innego zamku i go uratowala, a ten wyrosl na Eike von Repkowa i potem wydal zbior praw der Sachsenspiegel, bo mu ta hovcia po drodze wykladala, ze swiat to na porzadku stoi. i to nic, ze niektorzy mowia, ze w 1210 r. to ten Repkow mogl miec juz 20 albo 30 lat. ja tam wierze mojej pra.

i od dzis mowcie mi starogermanskipsiestrozujacy - pisane razem z szacunku dla jezyka moich przodkow.

niedziela, 28 lutego 2010

11 etatow

pelne lapy roboty mam normalnie od wczoraj. zeby nie bylo - sama sie nie prosilam, wrecz przeciwnie, niechetna bylam takiemu stanowi rzeczy, ale wywiezli i postawili przed faktem dokonanym.

dziewiec dodatkowych etatow strozujacych mi wepchneli!!!

generalnie to mi moi dwunodzy do instynktow stróżujących stanowczo wystarczaja, ale nie, pies sobie moze protestowac, a oni maja to dogłębnie w gębie pierwotnej. i wez tu sie rozerwij, jak jeden z jedenastu gotuje makaron w kuchni, drugi sie ubiera, trzeci lezie do piwnicy (po schodach, po ktorych teoretycznie moje dysplastyczne stawy bez dozoru chodzic nie moga), czwarty - do pokoju na pietro (po innych schodach, po ktorych tez te moje stawy tylko z dozorem), piąty otwiera drzwi na osciez, a reszta rozlazi sie po podjezdzie. wez i upilnuj to tałatajstwo!

a jeszcze wszystko z usmiechem na pysku, daj sie podrapac, poklepac po karku, warkniec nie tolerujemy. ludzie, ja tu obowiazki mam!

wtorek, 23 lutego 2010

ywa

Wszystkie przyjemnosci zycia mi zabrali,
skakac - NIE WOLNO, biegac - NIE WOLNO, lizac ran - NIE WOLNO, biegac za pileczką - NIE WOLNO.

nic dziwnego ze sama sobie zajecia szukam.

wczoraj znalazlam takie fajne rozowe cos, lepsze nawet niz moja ulubiona guma do zucia
lezalo na sniegu takie, ciagnace, smierdzoace samakowite.

- Burka, co tam masz?
...
- Burka, zostaw.
...ciam ciam
- ZOSTAW!
...ciam ciam
- ODDAWAJ!
... ciam ciam ciam.
- Co tam wciągasz, sierściuchu jeden?
- ywe - ...ciam ciam.
- Co tam masz?
...ciam ciam - ywe - ciam ciam - dobra taka, powinienes kiedys ciam ciam sprobowac ciam
- Oddawaj.
... ciam ciam - sam sobie znajdz swoja prezerwatywe.

niedziela, 21 lutego 2010

rozjazd

jedzenie!!! siedze, slina cieknie, czekam grzecznie, bo juz inaczej nie moge, wreszcie: - Burka, weź.
yeaaa!!! pedze z dywanu na panele z miska na celowniku i siem rozjechaly mi konczyny tylne do tylu.

bach.

a pan w bialych spodniach mowil, ze sie maja nie rozjezdzac, bo im to szkodzi. czy jeden raz tez szkodzi? przeciez sie podnioslam, nie?

czwartek, 18 lutego 2010

we więźniu

niezlego kozaka musialam wczoraj po pijaku odwalic, bo rano sie okazalo, ze mam areszt domowy. kaucja kaucją, ale widac sie boja, ze moge smignac za granice. na szczescie udalo mi sie wymigac od elektronicznej obrozy na rzecz pasiastych portkow. farta normalnie mialam, ze akurat byly w domu i ze wczesniej juz przymierzylam. pasują. jest git. tylko na spacerniaka mi sciagaja.


ale nuda jakaaa! pobiegac bym se chciala z pieseczkami.

środa, 17 lutego 2010

zalecenia

Spacery na smyczy spokojne, przez tydzień nie dłuższe niż 20 minut. Nie pozwalać na bieganie po śliskiej podłodze i na samodzielne korzystanie ze schodów. Usunięcie szwów skóry za 10 dni. W razie objawów bolesności podawać przez 1-2 dni co 8 godzin po 1 tabletce pyralginy. Kontrola kliniczna po miesiącu.

boszsz, jak mi sie chce spac.

stan po



totaaalnie jestem narąbana. nie wiem, jak pies moze sie doprowadzic do takiego stanu. lapy mi sie chwieja, ziemia ucieka spod nog, kolysze sie wszystko dokola.

ale najgorsze jest to, ze mam swiadomosc, ze przegralam wszystkie swoje chrupaki. wszystkie! kladlam na stol po kilka, bo plan byl taki, zeby wygrac wiecej - w koncu przez caly dzien NIC nie żarłam. swiatla kolorowe, muza jakas taka transowa, "Vivaaaa Las Vegas!". i za kazdym razem bylam przekonana, ze to jest moja szansa i teraz wlasnie wygram caly wielki wór chrupakow.

i wtedy sie obudzilam. pod stolem, bez chrupaka przy duszy. "szybko do domu" - mysle, podnosze sie. - Burka, nie! - stanowczo usadza mnie mila pani, co to mi sprzedala bilet do Lasa Vegasa. - Siad! Połóż się. Dobry piesek.

dlugi znaczy sie mam czy co? ale za drzwiami czuje, ze przyszli juz po mnie z kaucja, ze juz za mnie zaplaca i bede mogla wrocic do domu. bach! - w drzwi łapą. - Nie ma pańci - to ten w bialych portkach.
- Jest, jest - odzywa sie pańcio, bo przeciez slysze.
uratowana!

wycięcie

od rana mnie dzisiaj żałują. - Biedny misio, biedny.
i przytulaja.

pewnie, ze biedny jak dzien zaczyna bez sniadania i nawet na podworku nic nie znalazl, i jeszcze do tego wlasnie wyzygal wczorajsze zdobyczne zylaste mieso.

- Pamiętaj, na 18.30.
- Pamiętam. Żeby tylko ta pectinectomia wystarczyła.
- Żeby.

czyli jednak idziemy do pana w bardzo bialych portkach? halo, pytam sie, beda mi wycinac przywodziciela?
jezzz, trzymajcie kciuki. naprawde.

wtorek, 16 lutego 2010

durnie doprawdy

ubawili sie, ze ho ho i ho ho.


tylko dlaczego mi to zakladaja do jedzenia? ze niby manier mam nabrac odpowiednich? ze z gołą dupą to sie nie je?

poniedziałek, 15 lutego 2010

oczko spaprane


znowu oczko sie spapralo temu misiu. a nawet dwa oczka. podobnie jak poprzednio: zaropiale i czerwone juz jest od jakiegos czasu i wet mowi, ze sie porobily krysztalki czy inne drobinki. antybiotyk ze sterydem.

poradnik wlamywacza - dla zaawansowanych

tutaj uczylam, jak robic proste wlamanie do drzwi przymknietych.

pora na kurs zaawansowany - jak otworzyc drzwi do szafy zamkniete na zamek.

walic, walic i jeszcze raz walic w drzwi az zamek pusci



(uwaga: zawsze mozemy liczyc na wlascicieli, ktorzy za slabo go przyczepią).

niedziela, 14 lutego 2010

znowu boli troche

spacer nagrodowy byl, tylko tego sniegu troche za duzo chyba napadalo.

dyplomowany PIES TOWARZYSZĄCY

medal: zloty.
ocena: bardzo dobra.
lokata 1. na 9 psow.

znaczy sie dzielna jestem i zdolna.



do rzeczy:
chodzenie przy nodze na smyczy: 20 punktow na 20.
chodzenie przy nodze bez smyczy: 35 punktow na 40 (bo w miedzyczasie cegle sprawdzic musialam).
Do nogi: 9 na 10 (nie wiem, dlaczego).
Aport sznureczka: 28 na 30 (bo powiedziala "dobry pies" po "oddaj").
Z siadu na waruj i na siad: 19 na 20 (chyba za pierwszym razem nie doslyszalam "siad" po warowaniu).
"Biegaj", a potem "noga": 19 na 20 (raz powtorzone "noga").
Uzębienie: 10 na 10 (nie znaczy, ze mam hollywoodzki usmiech, ale ze sie nie krecilam).
Zostawanie na "siad": 20 na 20 (ze 3 minuty mnie trzymal).
Zostawanie na "waruj": 20 na 20 (znowu dlugo, a wokol sie dzialo).
Wrazenie ogolne: 8 na 10 (bo mogla mnie lepiej zaprezentowac).

W sumie: 188 punktow na 200.

okolicznosci przyrody

że to bedzie ciekawy dzien, to juz wiedzialam od rana, bo snieg padal i padal, i padal, i swiezutenki ciagle spadal i spadal, i spadal, i chocby pies stal w jednym miejscu, to caly czas cos nowego do wąchania sie pojawialo. mądry pan od szkolenia mowi, ze to jest tak, ze jak jest snieg, to zapach idzie w gore i pachnie milej.



wiec my wszyscy psy bylismy zachwyceni!

bo wchodzisz na plac, tam tylko pachołki rozstawione, nasz pan mily instruktor, egzaminator, my i inny pies z pańcią. czy mozna miec nam za złe, ze idac przy nodze musimy sprawdzic nosem przy ziemi, co mamy pod łapami?

tuz przed



co to ich dzisiaj wszystkich ponapadalo, to ja naprawde nie mam pojecia. nie weszli na plac, gdzie wąchania jest po pachy, tylko staneli w kupie przy plocie i smierdzieli. wszyscy dwunodzy smierdzieli strachem, a czworonodzy stawali na dwoch lapach, zeby wykumac, o co biega dwunogim.
- Ja to się tak nie stresuję przed swoimi egzaminami na studiach - mowi jeden dwunogi.
- Ma ktoś koniaczek? - i sie smieja nie wiedziec z czego.

sobota, 13 lutego 2010

zostalam czlonkiem

czlonek to dostaje legitymacje i z tą legitymacją to sie udaje jutro do srogiego pana egzaminatora:


dzisiaj probny egzamin byl. na 200 punktow dostalam rewelacyjne 195 i to glownie dlatego, ze gamońka sie zgapila i wyslala mnie na cegłę bez kilku krokow przy nodze (nie bede tlumaczyc, glupie, skomplikowane, ludzkie).

egzamin prawdziwy jutro rano. trzymajcie kciuki.

wtorek, 9 lutego 2010

przemoc wobec zwierzat

pomocy! help! gdzie jest towarzystwo opieki nad zwierzetami jak go potrzeba?! jak zwykle sie kryje po kątach i udaje, że go nie ma! zawsze, jak cos sie dzieje!
ratunku, no!
szarpie mnie za obroze, szarpie za smycz, kregoslup mi pęknie od tego albo mozg sie wysypie na chodnik.

a co ja takiego zrobilam niby? ptaszki byly. żarły. wiec pobieglam je przepedzic. na smyczy bylam, ale sie zmylam.

- Burka! - drze sie, ale juz nie jest w pozycji pionowej, a raczej takiej horyzontalnej, a horyzontalnej to ja nie uznaje.
- Burka!
nie uznaje.

podbiega, sciaga smycz, smaka dac nie moze, bo mam pycho zapchane bułką ptaszkową.

- Oddaj.
- nie oddam.
- Oddaj.
fru, do ptaszkow.



i wtedy sie zaczelo nie wiem czemu całe to szarpanie. z reszta, nie bede sie nawet domyslac, jak cos do mnie ma, to niech powie wprost, bo od myslenia to tylko mozna sobie mozg przegrzac i przewystraszyc, i na zapas sie pozniej wystraszac. przeciez jestem dobrze wychowanym psem prawie po kursie.

poniedziałek, 8 lutego 2010

szczekanie

ja to ich naucze wreszcie porzadku. widze, ze sie ubiera.
- na dwor, na dwor! - szczekam.

- Nie! Szszszszsz - pokazuje palcem na ustach.

- na dwor! na dwor, na dwor! - a ta nie rozumie i wręcz przeciwnie bezczelnie zdejmuje buty na powrót, i sciaga kurtke, i sie do mnie nie odzywa.

to sie klade. czas mija.

ubiera sie. maly odglos wydaje ja: - hau!
a ta sciaga znowu kurtke siada, i mnie olewa. a czas mija. moj czas spacerowy, zeby byla jasnosc. wiec jak po dwoch godzinach po raz dwiescie piecdziesiaty osmy sie ubiera, to udaje, ze jej nie widze.

niedziela, 7 lutego 2010

znowu to aportowanie

bo dzisiaj to mielismy taki probny egzamin. i ja bylam pierwsza. i chodze przy nodze na smyczy, bez smyczy, przybiegam do nogi, waruje, biegam, noguje, zęby pokazuje.

ach, no zapomnialam, i aportuje.

rzut. biegne.


olewam aport ruchem po łuku.


a tu wybuch histerii jaki! - Buuurka, gdzie sznureczek? Gdzie sznureczek?
ćwirki i inne świsty karne. to przynioslam.


bo wczoraj to normalnie nie wierzyli. rzucam sie na pierwszy aport, lapie po srodku, przynosze jak pan retriever przykazal. a za drugim razem to juz nie, bo po co, jak pokazalam, ze umiem.

wtorek, 2 lutego 2010

kuchnia azjatycka

udaje, ze nie slysze, bo widze, ze cos kombinują.
-Ej, chodź rozłożymy na brzegu stołu orzeszki wasabi. Gębę jej wypali i więcej nie będzie pchać pyska.
- Dawaj, hi hi.



pycha.

niedziela, 31 stycznia 2010

aport nie tylko dla orlow


powiem tylko, ze w zadzie najglebszym mam te wszystkie zabiegi pouczania mnie od zadu strony, jak sie sznureczek przynosi i oddaje. od zadu strony, bo juz nie biegam i sie nie szarpie, ale teraz siadam, dostaje w pysk (tak, takie metody sie na mnie wyprobowywuje), i mam siedziec z tym pyskiem stulonym, a w nim trzymac rzeczony sznureczek ony.

10 sekund wytrzymuje po rozgrzewce, a jak nie odbierają, wypluwam świństwo.

o dalszym ciagu nie mam jeszcze pojecia.

a egzamin za 2 tyg. (slownie: DWA TYGODNIE)

sobota, 30 stycznia 2010

niebezpieczna wyprawa po bulki

czekam przed piekarnia, bo jest sobota, a w sobote to chodzimy rano do piekarni po bulki. tam jest taki murek, na ktory mozna wskoczyc, zeby nikogo nie przewystraszyc. wskakuje na ten murek, bo i widok lepszy przez szklane drzwi i jak ktos przechodzi, to nie musi mnie obchodzic, tylko sobie spoko tako wchodzi.

i oto nadchodzi klient. klient waha sie, jak mnie widzi i na dwie dlugosci smyczy sie zatrzymuje. parzy na mnie, na smycz, na drzwi. mierzy odleglosc miedzy mna a drzwiami. mierzy odleglosc miedzy sobą a drzwiami. bierze wdech, znak krzyza, mija mnie.

przeżegnal sie normalnie przede mną. - panie, pan se wez krucyfiks zdalnie sterowujący nastepnym razem, bo osikowego kołka to nie radze, bo trza podejsc blizej do potwory.

niedziela, 24 stycznia 2010

chruparianizm ortodoksyjny

taki prezent niby mial byc dla mnie, zupelna niespodziewajka.

w gosciach bylismy i pani domu chciala mnie tak ugoscic po goscinnemu, i z lodowki wyciagnela brazowe takie, i hop mi do pyska. zimne, miekkie, sliskie, krwiste. tfu! wyplulam.

to sie pani gospodyni zmartwila i dawaj mi to kroic, bo niby za duzy kawalek naraz i sobie nie radze.
niuch, niuch - tfu. patrzec nie moge. przeciez nie bede jesc nieugotowanego miesa. chrupakow nie macie?

sobota, 23 stycznia 2010

dzien morsa

postanowilam zostac foką. to znaczy nie tak od razu, bo najpierw to chcialam zostac lisem chytrysem i zapolowac na kaczki. skradam sie po sniegu, potem po sliskim sniegu, a potem po przezroczystym i sliskim niesniegu, ale takim sliskim, ze lapy sie rozslizguja, a potem to sliskie sie konczy i zaczyna sie woda, czyli rzeka.
- Burka, do mnie! - dra sie nie wiedziec czemu. to zawracam.
ale kaczki sie zlatuja. to zawracam na powrot i po sniegu, po sliskim, lapy w bok, hamuj! hamuj! chlup.

bul, bul.

- powietrza! help! - ratunku szukam po wynurzeniu.
- No, chodź, chodź - latwo im kurde mowic. na lapach sie podciagam, peka lod pode mna, znowu sie podciagam, ale ciezką dupę mam taką, ze to nielatwe zadanie jest.

ale wykonalne.

-13 st. C na termometrze, a w samochodzie przescieradlo swiezo wymaglowane.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

zamiast aportu

bo mi sie zrodzila propozycja taka dla pana egzaminatora strasznie surowego. jak on powie: - Aport.
to ja powiem tak: - a moze sie pan szanowny zgodzi, zebym ja zamiast aportu to podrzucila nosem pileczke? albo ciasteczko? ten aport to jest zupelnie nudny i wszystkie psy tylko ten aport i aport, i ciagle ten sam numer. a ja to od niedawna doskonale podrzucam nosem i lapie w paszcze rozne przedmioty niewielkie, i na oddaj - oddaje. no, oprocz ciasteczka.

to co, pileczke podrzucic?

niedziela, 17 stycznia 2010

aportowania proba pierwsza

i okazalo sie, co ze mnie za zwierz wyksztalcony i zdolny, i zupelnie pracujacy. egzamin taki jeszcze nieoficjalny i skrocony, ale mowiacy jakze wiele.

chodzenie przy nodze - jestem za, ale z wyjatkiem tych momentow, kiedy koniecznie musze sprawdzic, co tam jest pod sniegiem, bo przeciez jeszcze nie sprawdzalam dzisiaj czy bomby jakiejs tu nie ukryl zaden nikt.

zostawanie - pelna klasa, ile trzeba, tyle se posiedze.

siadanie i warowanie na zawolanie, i co tam bede opowiadac, miod malina.

aport. mam zabroniony z racji dysplazji mojej w biodrze lewym. ale nasza grupa cala to jeszcze nie biega nigdzie daleko, raczej szarpie sie i przynosi, wiec ja tez moge. rzuca niedaleko, podchodze do sznureczka, bo gom dawno nie widziala, a tam jak nie zapachnie znienacka! jak nie rzuci sie na mnie odor tak mily i - uczciwie powiem - interesujacy w swej naturze, ze sznureczek musialam przesunac, zeby sie dokopac do aromatu tak intrygujacego.
- Spróbuj jeszcze raz - slysze.
macha mi tym szureczkiem przed oczami, macha i macha, wiec sie w koncu wkurzylam i zaczynam klapac pyskiem. rzut, biegne, biore w pysk. - Buuurka! Buuurka!
odwracam sie: - czego chce? - pytam, a sznurek wypada mi z pyska.

czwartek, 14 stycznia 2010

dla minotaurow

pileczka to taka niepilkowa bardzo, bo z dziura i to z dziura nie prostą dla prostolinijnych king-kongow, ale z labiryncią jak dla osobowosci mocno skomplikowanych.


mozna ją tak:
gryzc
gryzc mocniej
przytulac

po ok. 11,5 minuty dochodzi się do wniosku, ze to malo skuteczna strategia i wtedy nalezy:

pchnac nosem, niech sie toczy, a nuz wypadnie samo
pchac lapa, niech sie toczy, a nuz wypadnie samo
pchac, niech sie toczy

po kolejnych uplywajacych minutach i lekcjach instruktazowych mozna
wziac w pysk i trzymajac pysk w pozycji wysokiej pysk otworzyc - niech spadnie i a nuz wypadnie
czynnosc wielokrotnie powtorzyc
po pol godzinie powtarzania w/w czynnosci, pilke porzucic i udac sie do wyroczni w lazience.
po powrocie szukac pilki, bo nie wiadomo, gdzie zniknęla.

środa, 13 stycznia 2010

łamigłówka

zabawka dla mnie przyjechala. nowa taka i fajna, co jej swiat nie widzial na oczy swoje. tylko, ze jak przyjechala, to ja nie wiedzialam, ze ona do mnie przyjechala, i ze dla mnie bedzie taka zabawka. bo stanela na półce, a na półkę to ja nie moge zagladac pod zadnym pozorem nawet nosem, wiec nie zagladam.

z reguly.

tylko tak niechcacy zupelnie zajrzalam na chwile krociutenieczka, zeby nikt nie zauwazyl zadnego nosa, ani paszczęki, ani oczów wpatrzonych, a ona ta zabawka złośliwie i podstępnie spadla i sie zepsula, i pomałamała, łamigłówka jedna.

wtorek, 12 stycznia 2010

szczenie przysposobie

o mnie jak o typie rozmawiali:

- Czy trzeba ją wykluczyć z hodowli?

ten w bardzo bialych portkach: - To już państwa sprawa. Kluby różnych ras ustalają różne zasady.

- Ale żeby potomstwu nie szkodzić.

- Nie ma co powielać wadliwego fenotypu.

co on o mnie wie? powielac mojego typu, to przeciez jak najbardziej, bo ja to jestem typ najmilszy, najpieknieszy i w ogole najtaki.

chociaz po namysle, to sie zgadzam, nie jestem typ "fe" i typow "fe" nie ma co powielac. zwlaszcza typow "fe", co to maja zapisana genetycznie dysplazje.

nie bede matką. phi.

ale matką chrzestną prosze bardzo.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

mozliwosci 3



pan w bardzo bialych portkach (po stwierdzeniu dysplazji lewostronnej) zaleca: - Kontrola zachowania suki na spacerach, pierwsze 5 minut spaceru na smyczy, nie pozwalać na wskakiwanie, przeskakiwanie, zeskakiwanie z wysokości większej niż 0,8 m, aportowanie i częste korzystanie ze schodów. 4-6 tygodni obserwacji. Do rozważenia: lewostronne usunięcie przywodziciela dla zminimalizowania nadmiernego przodoskrętu szyjki i głowy kości udowej.

odradza potrojna osteotomie, bo w przypadku splycenia panewki moglaby nie pomoc.

i wez tu psie bądz mądry. wszyscy w roznokolorowych portkach przyjemni i smaczni, i do tego polecani na miescie.

na razie poobserwuje.

piątek, 8 stycznia 2010

karac za Burke

dzis nikt mi łap nie wygina, wiec czytam gazety. i nerw mnie od razu chwyta. pies sie troche wychyli i juz ma samych wrogow. bloga popisze i juz mysla, ze moga sie wypowiadac na jego temat i mowic, co mu wolno, a czego nie. tfu.

sami popatrzcie, co pisze "gazeta wyborcza": "Szef francuskiej partii rządzącej chce karać grzywną za noszenie Burek". to niby jeszcze mozna zrozumiec, bo noszona to ja nigdzie nie mam zamiaru byc. ale to tylko przykrywka do szeroko zakrojonej akcji eksterminacyjnej: "Debatę rozpoczął kilka miesięcy temu prezydent Nicolas Sarkozy, stwierdzając, że dla Burek nie ma miejsca w Republice. Inni przeciwnicy Burek widzą sprawę zupełnie odmiennie. Zdaniem Fadeli Amary, wiceminister ds. rozwoju miast, która wywodzi się z muzułmańskiej rodziny, zakaz jest konieczny, by wykorzenić z Francji "raka". " I dalej: "Ostatecznie w środę, po zebraniu zarządu socjaliści oświadczyli: "Jesteśmy całkowicie przeciwni Burkom, to więzienie dla kobiet, na które nie ma miejsca w Republice".

no łapy same opadaja czyz myle sie?

ale dla mnie to zadna nowina. nieraz juz czytalam naglowki: "Burka nie jest mile widziana we Francji". pal licho francje, ale inni sie dolaczyli: "Kanadyjscy muzulmanie: Burka to symbol ekstremizmu". dunczycy: "Burka nie dla Dunek", bo "Burka jest obca duńskiej obyczajowości i przyczynia się do gnębienia kobiet".
ale jak to ze slawa bywa, przeciwnicy sami sobie zaprzeczaja : "Sarkozy: Burka to symbol uległości".

na szczescie sa i tacy, ktorzy staja w mojej obronie: "Le Monde" pisze, że "Burka to nie problem" i że lęk przed Burką jest mocno przesadzony.

caluski dla was.

czwartek, 7 stycznia 2010

mozliwosci skonfrontowane

ten w niebieskich portkach: - Widziałem psy, które i bez operacji świetnie funkcjonowały. Operacja daje pewność, inaczej to jest ruletka.

środa, 6 stycznia 2010

rtg




fachowa pani opisala (w skrocie): "Lewy staw biodrowy - panewka znacznie spłycona, głowa kości udowej słabo osadzona w panewce. Nie stwierdza się zmian zwyrodnieniowych. Obraz RTG wskazuje na umiarkowaną dysplazję (D). Prawy staw biodrowy prawie normalny (B)."

mozliwosci 2

pan w zielonych portkach i zielonej koszuli, i pasiasej czapce: - Nie lubię kroić takich młodych psów. Ograniczyć szalone zabawy, wskazane spacery w chodzie i truchcie, cortaflex, inflamex, sucha karma bez dodatków. Za dwa miesiące do kontroli.

wtorek, 5 stycznia 2010

mozliwosci

ten mily w niebieskich portkach: - W tej sytuacji możemy wykonać potrójną osteotomię miednicy, czyli przecięcie jej w trzech miejscach i wstawienie płytki; podcięcie mięśni przywodzicieli; albo po prostu zalecić dietę i ograniczenie ruchu.
- A pan co zaleca?
- Osteotomię. Możemy ją wykonać w następnym tygodniu w środę.

utrata swiadomosci

budze sie w srodku nocy i cos mi łapa nie tak wyglada. mila taka i gladka jak dwunoznych. milo sobie polizac, wiec liżę bo co.

ale nie daje mi spokoju, skad mi sie to wzielo. wielkosci pudelka od zapalek, wiec nie za duze, ale przeca musialabym byc pijana, zeby nie zauwazyc, ze ktos mi wygolil kawal skory.

glowa mnie troche boli.

ustalmy fakty. wczoraj wieczorem pojechalismy do milego pana w bialej koszuli i niebieskich spodniach. jak mnie poglaskal po karku, to nagle pojawily sie motyle, cale stada motyli pawie oczko i tych, no, kapustniczkow. rany, jaki odlot! i jak one tak lataly, to on cos mi gmeral przy tej lapie.

i potem nic nie pamietam.

pol godziny pozniej albo i całą wiecznosc wstaje, ale lapy mi sie uginaja i jezyk nie chce wrocic do pyska, i oczy to lataja jak glupie. "skupic mi sie" - wytężam mozgowine - "nie bedziemy tu lezec jak padalce". ale glupie oczy wracac nie chca, nie mowiac juz o jezyku. kabel jakis mi migocze przy tej lapie. "wstaję!" - ale jezyk zwisa durnowato, ogon nie wiedziec czemu wali trzy razy o podloge, na szczescie oczy wracaja do rozumu i posluchu. ide sie rozejrzec, bo wszystko sie jakos kolysze dziwakowato i podloga miekka jak trzesawisko.



wchodzi ten w niebieskich portkach. - Mam zdjęcie rtg. Niestety dysplazja stawów biodrowych.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

wodowanie

chlopaki to rozpoczeli nowy rok jak rasowe morsy. tylko czekac az im wąsy wieksze urosną.

bo tak: pod Portkiem zalamal sie lod i wpadl do wody...


... a Maksiu ostroznie podbiegl...


i go uratowal, bohater jeden, no.