czwartek, 1 października 2009

paranoja

boszszszsz, do paranoi mnie w koncu doprowadza! zszargane nerwy ani chwili spokoju nie maja!


bo tak: przedwczoraj znowu dostalam ucho. nie swiniowate, a wolowe tym razem, takie ciemniejsze i jakby wezsze, ze te woly to taki niby sa bardziej kulturne czy co. no wiec bylo tak: - Na miejsce, Burka.
to grzecznie podreptalam na kocyk, bo ponton odkad przegryzlam zamek, gdzies wcielo. ucho w pysk, radosc, a tu sie okazuje, ze to przekupstwo, bo nagle zostaje sama, ale taka zupelnie samiutenka w domu. no ciamkam to ucho, smaczne, nie powiem, ale nerw mnie bierze i do szafy ruszam, i otwieram i buty wyciagam, tylko juz mi sie ich międlić nie chce, bo tym uchem sie nazarlam.

wraca po poltorej godziny jakby nigdy nic i ksiazke sobie czyta.

i teraz dochodzimy do paranoi. bo jest tak: - Burka, do mnie.

podbiegam, siadam. - Weź - i w pysk mi pcha jablkowe resztki. - Na miejsce.
i tu juz, widzicie, nerw mnie bierze. z jablkiem w pysku to ja juz wietrze podstep i ide na miejsce, ale sie odwracam i patrze co ta dziumdzia robi, czy mnie porzuci, czy osamotni, wiec tak z tym jablkiem w pysku niepewnie mi jest, i jak kosc mi w gardle to jablko jest.

a ona siada przy stole.