dzis nikt mi łap nie wygina, wiec czytam gazety. i nerw mnie od razu chwyta. pies sie troche wychyli i juz ma samych wrogow. bloga popisze i juz mysla, ze moga sie wypowiadac na jego temat i mowic, co mu wolno, a czego nie. tfu.
sami popatrzcie, co pisze "gazeta wyborcza": "Szef francuskiej partii rządzącej chce karać grzywną za noszenie Burek". to niby jeszcze mozna zrozumiec, bo noszona to ja nigdzie nie mam zamiaru byc. ale to tylko przykrywka do szeroko zakrojonej akcji eksterminacyjnej: "Debatę rozpoczął kilka miesięcy temu prezydent Nicolas Sarkozy, stwierdzając, że dla Burek nie ma miejsca w Republice. Inni przeciwnicy Burek widzą sprawę zupełnie odmiennie. Zdaniem Fadeli Amary, wiceminister ds. rozwoju miast, która wywodzi się z muzułmańskiej rodziny, zakaz jest konieczny, by wykorzenić z Francji "raka". " I dalej: "Ostatecznie w środę, po zebraniu zarządu socjaliści oświadczyli: "Jesteśmy całkowicie przeciwni Burkom, to więzienie dla kobiet, na które nie ma miejsca w Republice".
no łapy same opadaja czyz myle sie?
ale dla mnie to zadna nowina. nieraz juz czytalam naglowki: "Burka nie jest mile widziana we Francji". pal licho francje, ale inni sie dolaczyli: "Kanadyjscy muzulmanie: Burka to symbol ekstremizmu". dunczycy: "Burka nie dla Dunek", bo "Burka jest obca duńskiej obyczajowości i przyczynia się do gnębienia kobiet".
ale jak to ze slawa bywa, przeciwnicy sami sobie zaprzeczaja : "Sarkozy: Burka to symbol uległości".
na szczescie sa i tacy, ktorzy staja w mojej obronie: "Le Monde" pisze, że "Burka to nie problem" i że lęk przed Burką jest mocno przesadzony.
caluski dla was.
piątek, 8 stycznia 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)