poniedziałek, 15 czerwca 2009

i znowu sama

bezczelni! bezczelne bawoly poskrecane w kosmiczne wrony! mysleli, ze uspia moja czujnosc! dostalam konga wypelnionego karma - 4 minuty mi zajal, z dodatkowym sprawdzaniem pewnie z 6.

ale cos cicho mi sie wydaje. i nikogo nie widze. ide do przedpokoju - bariera do lozka. i nikogo nie widze. troche piszcze, bo co robic, a tu patrze pod drzwiami tutka.

haps.

probuje sforsowac bariere, a tam inna tutka.

haps i ją.

i jeszcze jedna pod balkonem.

haps.

potem wracam do kazdej tutki i sprawdzam, czy nic nie zostalo i czy karton jest wystarczajaco porozrywany i nasiakniety slina, i czy mozna go jeszcze troche porozrywac i pomemłać.

a potem znowu robi sie nudno. trzy godziny nie w kij dmuchal. wiec sciagam torebke, ktora miala lezec tak, zeby jej sie sciagnac nie dalo. a co tam. i wyciagam pudelko z wizytowkami, z mnostwem waznych wizytowek , otwieram i tak: jedna polowe rozrzucam na srodku pokoju, a druga taszcze na ponton i tez rozwalam.

a potem jeszcze robie kupe.

Burka sama w domu

juz trzeci raz zostawili mnie sama na pastwe losu, zlodziei, hydraulikow i innych much, ktore moga wtargnac do mieszkania.
na 1 h 40 minut dostalam wypelnionego chrupankami konga i az dziw, ze po tych kilku minutach, ktorych potrzeba, zeby zezrec wszystko ze srodka, nie zabralam sie za cos innego.

bo pierwszy raz to dostalam kosc cieleca. szukali potem wszedzie tej kosci, co to niby miala zostac, ale wydaje mi sie, ze nie zostala, bo szukali, szukali i nie znalezli.

za drugim razem niby juz powinno byc lepiej, ale bylo zabawniej. to byla 1 h 5 minut i zsikalam sie na ICH lozko i na swoja poduszke. mniej wiecej w tym czasie zostal tez przez nieznanych sprawcow przegryziony kabel od niepodlaczonej
lampy-prowokatorki.

nie mam nic na ich usprawiedliwienie, jestem tylko malym hovawartem przeciez.