poniedziałek, 26 kwietnia 2010

kazio jaki kazio



w ramach wycieczki (jakiej cieczki zadnej cieczki jeszcze nie mialam) tylko lapy ublocone w rzeczce co byla przy drugiej rzeczce ktora byla jeszcze przy innym strumyku

zabral mnie do kazia jakiegos, ktory mial byc nad wisla (sprawdzalam nosem, zaden z panow wedkujacych sie nie nazywal kazio)
poskakalam, popiszczlam, zaliczylam pochloniecie kociego serka panu od domku, oraz podeptanie kwiatkow w ogrodku, popodgryzanie brody mojej ciotce mikrusi, wypychanie jej z usciskow domkownikow

zadanie wykonane

po sprawie


po 22 dniach wyjszlam wreszcie z ukrycia pod biurkiem
sprawa ze slimakiem ulegla juz przedawnieniu
ale na wszelki wypadek spaceruje sobie po drugiej stronie miasta
swiat wyglada pieknie bez nog biurka i nog dwonogich zaslaniajacych widok