piątek, 27 listopada 2009

mea czacha

najpierw to bylo czerwone, takie delikatnie czerwonowate, urocze nawet niczym dziewczece rumience. potem niby nic, bo zimne, zimne takie smakowe bylo przy tym i sie zamrozilo. a potem zaczelo rosnac w oczach w kolorze ciemnego fioletu takiego zupelnie innego niz fiolkowego a bardziej takiego sliwkowego z wegier, a potem byla noc. a potem po nocy to juz bylo gorzej, a potem jeszcze gorzej i chyba najgorzej to bylo 24 pozniej. bo fioletowe i takie wieksze niz po drugiej stronie, inne takie, bardziej odstajace i blyszczace. no i w kolorach.

LIMO.

















podobno bolalo.

i panie tak patrzyly rozumiejaco i wspolczujaco.

mea czacha, maxima czacha.

oswiadczam, ze tylko w drodze wyjatku nie zamierzam wnosic zadnych pozwow wzgledem policzka, ktory sie rzucil na moja czache.