sobota, 31 października 2009

biale widmo

wywiezli nas, znaczy sie mnie i ciotke, na jakies pola nieznane. ja tam lubie takie wyzwania, nie powiem. na poczatku bylo okej. biegalysmy, węszyłyśmy, blotko zaliczylysmy.


a potem pojawilo sie to COŚ. biale i zdecydowanie niegodne zaufania. od razu wyczulam podstep, a glupia nie jestem, wiec co sie tam bede niepotrzebnie zblizala.


ale Mikra brawurowo podeszla do sprawy, jakby w ogole nie zdawala sobie sprawy z zagrozenia. ze dzis to halloween jest i tam w krzakach to straszy pewnie.

no wiec, chcac nie chcac, i ja musialam sie zblizyc do bialego obiektu niewiadomego pochodzenia. wcale a wcale mi sie to nie spodobalo. wrodzony rozsadek nakazal mi szybki odwrot. co sie bede niepotrzebnie narazala. mloda jestem, cale zycie przede mna.


kto wie, co takie biale plastikowe krzeslo ma na mysli, kiedy tak stoi bez sensu na srodku pola?

środa, 28 października 2009

odrobina socjotechniki

a jednak da sie ciotke ustawic. poczatkowo musialam sie posilkowac poslaniem porzuconym tu przez jamnika Bete, ktory mnie nie wiedziec czemu nienawidzi. te zniewage znioslam z godnoscia.


potem poszlam po rozum do glowy, pokombinowalam i uzylam socjotechniki czy jak jej tam.
no, mila jestem znaczy sie. co prawda w dalszym ciagu pcham sie na chama i spokoju nie daje, ale ciotce Mikrze futro przy uszach podgryzac zaczelam przymilnie. i lape moze sobie na moim karku polozyc, a co mi tam.

no i jaki sukces tym tanim kosztem osiagnelam: juz nie warczy, jak wpycham sie na jej ponton podczas drzemki poobiedniej! i jeszcze najlepsza poduszke dla siebie zagarnelam. oklaski prosze!


ale na tym nie koniec. jeszcze troche popodgryzalam Mikre przy uszach i prosze, oto efekty. wysiudalam ja na jamnicze poslanie, a sama jak ta krolowa leze sobie na PONTONIE! to jest prawdziwe zycie!


pojde sie jeszcze troche poprzymilac, to moze da mi z miski swojej podjesc.


hmmm...
to chyba jednak nie przejdzie.

wtorek, 27 października 2009

grzeczna burka

a ja naprawde jestem szalenie grzecznym psem! to nawet widac bardzo na pierwszy rzut oka.


jestem zupelnie tak grzeczna jak ciotka Mikra. o!


i to wcale nieprawda, ze z obledem w oku biegne bez sensu w las. przeciez zawsze wracam w koncu.

sobota, 24 października 2009

dementi ode mnie

pragne zdementowac pogloski, jakobym w burdach lesnych udzial brala i mlodsze (tak!) ode mnie suki molestowala. przy 15 hovawartach zamieszanie byc musi, ale to przeciez nie wszystko moja wina.

a jak ciotka Mikra mnie skotlowala i wszyscy na mnie biedną małą szczeniaczkę skoczyli i dalej szarpac za futro, to nikt jakos nie zauwazyl, ze to ja bylam ta poszkodowana!
zreszta fotoreporterzy sie tym razem nie spisali i nawet nie raczyli odnotowac, jak mnie skrzywdzono.


no i znowu to glupie imie: burkanie.
naprawde znudzilo mi sie juz na to reagowac.

piątek, 23 października 2009

ciotka sie mnie czepia

ta ciotka Mikra to niezyciowa suka jest. patrzy ciagle na mnie wilkiem i chce wychodzic SAMA na dwor. a dlaczego? bo ją niby łapą ciagle trącam, wskakuję znienacka na grzbiet, przepycham sie bezceremonialnie i bez sensu.


a najbardziej mnie ubodlo, ze bawic sie w ogole nie chce pileczka i w przewalanego. phi, delikatna sie znalazla. wiec radzic sobie musze sama.

SAMIUTKA JAK PALEC.

mam nowe imie

zauwazylam, ze od kiedy przeprowadzilam sie do nowego domu, wolaja na mnie jakos inaczej. brzmi to troche jak "burkanie", ale jakos tak dziwnie akcentowane. no jakby "burka nie".

no bo przeciez chyba nie chodzi o to, ze mi przez caly czas czegos zabraniaja? zdecydowanie nie czuje sie winna, wiec to musi byc nowe imie. glupie jakies.

środa, 21 października 2009

rzepa smak

w te krzaki to ja lubie biegac, co w nich rzepow pelno jest. mnie tam nie przeszkadzaja tabuny rzepow na grzbiecie i w ogonie. no moze troche.

no wiec wygryzam sie jak pan bog przykazal, zjadam te pyszne drapiace rzepy. az tu nagle khhhhhh khhhh khhh... utknal wszarz jeden. w gardle. khh khhh... pozbyc sie tego dranstwa nie sposob. nie pomaga tarzanie sie po podlodze, wycieranie pyska w sciany. auuu! bleeee! no i wyrzygalam na dywan. o, znowu. khhhh KHHHHHY!!!!! i jeszcze raz.

do rana mi w gardle siedzial. juz mnie mieli do weterynarza wiezc. nie pomogly chrupki, chlebek ciemny - mniam! - picie wody. nic w ogole. dopoki mi palca w gardlo nie wsadzila. palec byl miekki i fajnie sie go gryzlo, ale pomoglo. i rzep wylazl z gardla. uff, pospie sobie teraz troche.

a ci co, juz wstaja? ale przeciez dopiero co sie polozylismy...

wtorek, 20 października 2009

szarża ułańska

biegalam sobie po ogrodku jak zwykle, az tu nagle uchylila sie furtka. normalnie sama sie otworzyla - trzeba bylo tylko przepchnac tych, co wlasnie przez nia przechodzili. wiec ja siup i jestem na zewnatrz. rany, jak fajnie! pobieglam szybko do Azy napyskowac jej troche. slyszalam, ze cos tam za mna wolali, ale kto by ich sluchal.

cala ulica moja! biegam, szczekam sobie. ciemno ze oko wykol, a tu jakies dwa swiatla zblizaja sie szybko jakos. szczekam grozniej, a one tylko zwolnily. wiec biegne na nie, szarżuje normalnie, a one nic. nie pomoglo nawet natarcie czolowe. uparte bydle jakies i twarde. no nie żeby mnie zabolalo, ale przed tępą masą ustapic musialam.

wiec w tyl zwrot i na boisko. tylko czemu biegna za mna i cos krzycza? histerycy jacys. jak mnie juz dogonili, to schwycili jakos tak mocniej niz zazwyczaj. i przez caly wieczor dziwnie po bokach macali. przeciez nic mi nie jest. zboczency.

poniedziałek, 19 października 2009

taki mily prezent

czuje sie tu coraz lepiej. no moze nie tak dobrze jak w domu, ale zaczynam sie rozkrecac. udalo mi sie znalezc taka fajna tacke srebrna wypelniona czyms takim czarnym, co pachnialo jeszcze kielbaskami. o, prezent dla mnie! jak milo.

kiedy juz to pozarlam, zrobilam kupe. potem ja rozdeptalam i szybko pobieglam do drzwi podziekowac za to pyszne czarne z tacki. nie otwieralli, wiec grzecznie zapukalam. no glusi jacys sa, wiec musialam zapukac troche mocniej w drzwi. wreszcie sie otworzyly i - wiecie co - wypadla z nich jedna taka, na ktora ta mala krzykliwa mowi "babcia", i mowila rozne wyrazy. cos jej sie w moich lapach i pysku nie podobalo. rasowa ze mnie suka, wiec nie wiem, co sie mnie czepia.

niedziela, 18 października 2009

nowy lepszy klomb

za grosz gustu ci nowi nie maja. ale nie ma sie co dziwic - skoro mieszkaja w jakims piasecznie, to nie mozna wiele od nich wymagac. nawet kwiatkow ladnych nie umieja wyhodowac.

u nas, w warszawie, to dobrze wiemy, jak wygladaja takie naprawde eleganckie klomby. poprawilam troche ich fuszerke. niech sie wiesniaki od rasowej warszawianki ucza.

piesek strozujacy

HAU! HAU! HAAU!!! HAAAAU!!! HAAAU!!!!

na tej ulicy jeszcze ZADEN pies tak strasznie nie szczekal!!!
HAAAAAU!!!!
drżyjcie ci, ktorzy przybywacie w gosci do domu naprzeciwko!!!
HAAAAAU!!!

- ojej, jaki sliczny piesek! i jak domu slodko broni...

hau.
pojde juz

piątek, 16 października 2009

smak doroslej kapusty

no bo to tak super byc dorosla tak naprawde. dzis to poczulam jakesmy z ciotka wieczorem w dluga daly. ten drugi on to zostal gdzies bez sensu na poczatku ulicy, a mysmy tak lapa w lape pognaly.
i w te krzaki prosto. ja to nie wiedzialam, ze sie takie fajowskie rzeczy wyrzuca - chleb prawie dobry, kapuste i w ogole.

ten on drugi to sobie stal i wykrzykiwal rozne slowa i ja to nawet chcialam pobiec, ale patrze ze ciotka jeszcze cos dojada no wiec sie nie spieszylam. wypas po prostu taki, ze nie pogadasz.

potem jeszcze pokazalam, ze glupia nie jestem i w lot chwytam jak to jest. on drugi znowu tupal, skakal i „kszytal” ale ja juz wiedzialam, ze on tylko tak sobie wiec wcale nie musialam przychodzic. nawet od Mikry fajniejsza juz bylam bo ona jakos tak szybko ulegla.

cos tam potem mowili o „wyrywaniu z dupy lap” ale patrzylam i ciotka ma wszystkie. wiec phi tam!

kto kogo i w ktora strone

bo to mialo byc tak. ciotka Mikra miala mnie ogłady wyuczyc, dobrych manier i czego tam jeszcze. a jest tak: jak ja biegam, to ciotka sie troche poboczy, troche ponadyma, a potem, od czasu do czasu sie zapomni.

i jazda bez trzymanki przez krzaki geste takie, ktore sa tu po to, zeby ganiac sie w kolko. a jak razem do domu wracamy, to musze potem wysluchiwac, ze juz ciotke na zla droge udalo mi sie sprowadzic i wyglada niegodnie czempiona polski. cokolwiek to znaczy.

ze niby pod tym krzakiem to zla droga jest. to ja pytam grzecznie, po co im ten krzak prowokacyjny na srodku ogrodka?

i pretensje maja, ze ciotke czestuje pyszną taką wodą pachnacą, w ktorej sie slimaki i pajaki potopily dawno i liscie zbutwialy. przeca to jej ogrodek i moze sobie pic co chce.

złajają za nic, jak psa, a potem do wiezienia wtracaja nieludzkiego, niepsiego znaczy. a ja ducha nie trace i nuce po cichutku: wykleta powstań suko z ziemi...

czwartek, 15 października 2009

ech ten junacki żywot


takie dwa biegajace razem hovawarty i strozujace w ogrodku to nie byle co. okazalo sie, ze umiem szczekac prawie tak groznie jak ta Aza z przeciwka - ta, ktora z ciotka Mikra lubimy razem podenerwowac. RAZEM. ha! ogony w gore, junackie spojrzenie, potezny bas z piersi sie rwacy i jazda pod brame! szkoda tylko, ze caly efekt psuje ta cala mokra, zmierzwiona grzywka, jakbym jakims dzieciakiem byla, tfu na psa urok.

środa, 14 października 2009

na wygnaniu

juz wieczor, a oni po mnie jeszcze nie wrocili. nie wiem co im sie wydaje, ale ja proznowac nie zamierzam. bilans dnia:
- jedna nadgryziona pileczka, tylko co to za pileczka: styropianowa. phi! jakby bylo o co krzyk robic
- starannie przezuta owieczka. zabrali, a juz zaczela smakowicie namiekac. nie takie owieczki sie jadalo u tych moich prawdziwych onych, a tutaj to chyba nic juz psu nie wolno... faszysci jacys

i nawet na te mala krzykliwa i skaczaca nie mozna juz sobie spokojnie naszczekac, jakby mnie do zabawy przez caly czas nie zachecala. a potem krzyczy, ze nie, dziwna jakas. moze jutro moi wroca, to im opowiem, jakie tamci nowi dziwy wyprawiaja. ze normalnie w glowie sie nie miesci. poleze pod drzwiami i poczekam. jak im opowiem, to beda boki zrywac.

sniezne psy

zostawili mnie na pastwe i pojechali. nawet towarzystwo cioci Mikry niewiele pomoglo. cala noc musialam sie blakac po tym dziwnym domu, w ktorym zamiast schodow jest od razu trawnik, na ktory sie sika. zupelnie nie wiem dlaczego ciotka probowala prosic o azyl na dworze, gdziekolwiek z dala ode mnie, ale ci drudzy oni tylko spali i spali. bez sensu, strata czasu. wiec postaralam sie, zeby spali troche mniej, to znaczy budzili sie chociaz raz na pol godziny.

juz myslalam, ze moje zycie stracilo juz sens, az tu nagle... rano... taka niespodzianka! cos bialego i strasznie mokrego lecialo z nieba. trzeba bylo uganiac sie za tym z warkotem, wsadzac w to caly pysk, a potem pluc i parskac na boki i sie tarzac. nawet ciotke Mikre udalo sie namowic na szybkie bieganie bez sensu.

wtorek, 13 października 2009

chart z wilkiem

wiele krazy na moj temat opinii. ze jestem grozna i trzeba mnie trzymac z dala od malych pieskow trzymanych przez pańcie na smyczy (pomimo tego, ze te pieski to krzycza na mnie albo biegna pedem sie przywitac). ze dzieci zalizuje bez potrzeby (pomimo tego, ze same sie prosza. kto im kazal miec twarze na wysokosci mojego pyska). i jeszcze ze pluszakiem jestem przymilnym (pomimo tego, ze potrafie wskoczyc siedzacemu na krzesle na ramiona).

do tego dochodza kwestie rasowe. przoduje chart z wilkiem, ale ja osobiscie uwazam, ze raczej wygladam jak wilk przebrany za babcie.

niedziela, 11 października 2009

siedem

w ramach moich 7 miesiecy na kudlatym karku
okazalo sie ze sie nie mieszcze na obrazku,
lapa sie nie mieszcze znaczy sie
ogromna lapa
a od ostatniego zdjecia minelo dopiero kilka tygodni
jak tak dalej pojdzie to beda musieli dodac troche wiecej miejsca z gory do obrazka

poniewaz gdyz jestem juz taka calkiem duza suka
zaczelam uzywac perfum jak kazda duza pani
wiec ta kupa w ktora sie wysmarowalam, miala calkiem luksusowy zapach
taki kalem number 5 pachnial
mi pasuje


tylko moje snoby krecily nosem


czwartek, 8 października 2009

zwieloboćkowienie

bociek przestal byc.

pomoglam mu troche,

chyba zbyt mocno mu pomoglam.
wlasciwie to nie przestal byc, ale jest go wiecej i wiecej, i normalnie wszedzie go jest pelno.


reka noga mozg na scianie nic juz z ciebie nie zostanie


bocianie



wtorek, 6 października 2009

przysmaki niestrawne

tak to jest jak sie nie slucha babci. babcia mowi: - Nie jedz korka, Burka, bo ci zaszkodzi.
ale co mi ma zaszkodzic taki korek po winie. no co.
babcia mowi: - Burka nie jedz zakretki od butelki.
takiej 5-litrowej, duzej znaczy. ale co mi taka zakretka.

dwa dni temu babcia tak mowila.
a dzisiaj w nocy, nad ranem juz wlasciwie, w bolach i z wysilkiem znacznym korek wyrzygalam, a zakretke wysralam. na swoj kocyk. porzadna dziewczyna ze mnie.

sobota, 3 października 2009

budofobia


komu to przyszlo do glowy, ze zwierzeciu z zamilowaniem strozujacemu przyda sie buda? ze jak ma cztery lapy to zaraz z niej taki Reksio? jak to niby tak strozowac, jak nie da sie ruszyc, podskoczyc ani nawet lap wyciagnac po ludzku? maksymalny czas przebywania hovawarta w budzie: 10 sek.

tyle, ile potrzeba, zeby wyciagnac chrupanke.

wykopki

wepchneli mnie i ciotke Mikre do trzeciej klasy. ciotka nic po sobie poznac nie dala, ale ja przeciez jezdze w DRUGIEJ klasie i w trzeciej czuje sie jak bydlo. no, ale zeby ciotce, stalej bywalczyni trzeciej klasy, nie robic przykrosci, udalam, ze alles gut.


potem kazali nam kopac kartofle. no przeciez, ze nie ziemniaki, bo wir sind aus Schwarzwald i kartofle u nas wystepuja. wiec z ciotka musialysmy lapac latajace kartofle. to taka nowa metoda na wykopki.


nic dziwnego, ze trzy razy musialam sie udawac na osobnosci i ciotke zostawiac na pastwe kartofli.


piątek, 2 października 2009

poziom wyzej

ha! juz wiem, co sie dzieje z ptakami, ktore nagle znikaja z pola widzenia! one leca DO GÓRY!!! ha!
zawsze to one po prostu znikaly, a od jakiegos tygodnia do gory zaczely leciec, spryciule opierzone. i ja juz je przejrzalam na wyLOT i za nimi glowe podnosze, i one tam sa w gorze wlasnie.
i w ogole ta gora to jest ciekawa, powiem wam, bo na gorze to sa tez liscie, ktore spadaja, i ktorych nie mozna wszystkich choler zlapac, a przeciez jak spadaja to nieporzadek robia i ktos to musi wszystko posprzatac, wiec ja sie od razu biore do roboty. i normalnie NIE DAJE RADY :-(

czwartek, 1 października 2009

paranoja

boszszszsz, do paranoi mnie w koncu doprowadza! zszargane nerwy ani chwili spokoju nie maja!


bo tak: przedwczoraj znowu dostalam ucho. nie swiniowate, a wolowe tym razem, takie ciemniejsze i jakby wezsze, ze te woly to taki niby sa bardziej kulturne czy co. no wiec bylo tak: - Na miejsce, Burka.
to grzecznie podreptalam na kocyk, bo ponton odkad przegryzlam zamek, gdzies wcielo. ucho w pysk, radosc, a tu sie okazuje, ze to przekupstwo, bo nagle zostaje sama, ale taka zupelnie samiutenka w domu. no ciamkam to ucho, smaczne, nie powiem, ale nerw mnie bierze i do szafy ruszam, i otwieram i buty wyciagam, tylko juz mi sie ich międlić nie chce, bo tym uchem sie nazarlam.

wraca po poltorej godziny jakby nigdy nic i ksiazke sobie czyta.

i teraz dochodzimy do paranoi. bo jest tak: - Burka, do mnie.

podbiegam, siadam. - Weź - i w pysk mi pcha jablkowe resztki. - Na miejsce.
i tu juz, widzicie, nerw mnie bierze. z jablkiem w pysku to ja juz wietrze podstep i ide na miejsce, ale sie odwracam i patrze co ta dziumdzia robi, czy mnie porzuci, czy osamotni, wiec tak z tym jablkiem w pysku niepewnie mi jest, i jak kosc mi w gardle to jablko jest.

a ona siada przy stole.