bo to mialo byc tak. ciotka Mikra miala mnie ogłady wyuczyc, dobrych manier i czego tam jeszcze. a jest tak: jak ja biegam, to ciotka sie troche poboczy, troche ponadyma, a potem, od czasu do czasu sie zapomni.
i jazda bez trzymanki przez krzaki geste takie, ktore sa tu po to, zeby ganiac sie w kolko. a jak razem do domu wracamy, to musze potem wysluchiwac, ze juz ciotke na zla droge udalo mi sie sprowadzic i wyglada niegodnie czempiona polski. cokolwiek to znaczy.
ze niby pod tym krzakiem to zla droga jest. to ja pytam grzecznie, po co im ten krzak prowokacyjny na srodku ogrodka?
i pretensje maja, ze ciotke czestuje pyszną taką wodą pachnacą, w ktorej sie slimaki i pajaki potopily dawno i liscie zbutwialy. przeca to jej ogrodek i moze sobie pic co chce.
złajają za nic, jak psa, a potem do wiezienia wtracaja nieludzkiego, niepsiego znaczy. a ja ducha nie trace i nuce po cichutku: wykleta powstań suko z ziemi...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz