sobota, 20 czerwca 2009

hovawartow jak psow


juz mi sie wydawalo, ze wyladowalam w wariatkowie dopoki jakas laska imieniem Vegas nie przyszpilila mnie do ziemi, nie obslinila po raz pierwszy i nie zwarczala na wszelki wypadek. a potem matka Vegas przewalila mnie na grzbiet, obslinila mi szyje i zwarczala na wszelki wypadek.


a potem taki blondyn przybiegl i mnie obslinil i powalil, i chyba tez zawarczal. jak w domu!


potem bylo tylko lepiej. nie dwa, nie trzy, ale osiem hovawartow roznych rozmiarow obslinialo moja szczeniacka siersc, wywalalo mnie na ziemie, i zawarczywalo. i byl jeszcze moj brat przyrodni, starszy o dwa tygodnie, i z nim to byl juz naprawde ubaw po pachy, bo on jest taki kraglejszy i wolniej biegajacy, za to majacy niekwestionowana przewage w masie. i jego, znaczy tego Prince'a, suki tez obslinily.


i byli tez cyklisci, ktorzy sie bali, ze zostana mna poszczuci. bo ci cyklisci to sie starli z psiarzami. no zenada moim zdaniem, zenada. psiarze versus cyklisci. jeszcze masonow brakuje.


i jeszcze pojawily sie takie wielkie hovawarty, ale one to sie juz bawic z nami nie chcialy, tylko uciekaly i tak robily "iha" i "prrrrrrr". nie rozumiem, koles, ze co iha? ihalucynacje masz jakies? ichabrowe pola widzisz? moze przejdziemy na ogolnopsi?