niedziela, 28 czerwca 2009

napasc


suka wredna cysterna pelnomleczna z dziesiatka chyba szczeniakow tygodniowych warczala na mnie za kazdym razem, kiedy podchodzilam do niej a ona byla w poblizu czegokolwiek zwiazanego z jedzeniem. a ze pyskata jestem, to jej odpyskowaywalam.

az dopadla mnie w kuchni, suka jedna.

stanela nade mna i darla sie mi prosto w twarz a ja kwiczalam "pusc mnie, pusc, pusc, pusc!" a ona sie darla i wszyscy sie smiali, ze panikara jestem, ze tak kwicze, bo nic sie nie dzieje, a suka mi tylko pokazuje moje miejsce. a przecież gończe polskie to na dziki poluja i dzikom gardła rozpruwaja! puscila mnie po chwili wielowiekowej, ja ucieklam i wtedy zobaczyli co mam pod okiem.

krwawilam.

kroplą całą.

i szkoda im sie mnie zrobilo.

wpadka


duza woda, nawet duza woda w kaluzy, to mnie tak raczej zniecheca do zblizen i trzymam sie od niej z daleka. dzieki temu futro moje nie zaznalo wilgoci w calosci NIGDY.
do dzisiaj.
tak sobie skakalam nad rzeka zupelnie niefortunnie, ze poslizgnelam sie i wpadlam do wody. inicjacja wodna zupelnie byla nieudana, poniewaz wpadlam na plecy i juz myslalam, ze zaraz sie utopie i porwie mnie nurt rwacy, kiedy okazalo sie, ze umiem plywac. podplynelam do brzegu i wyszlam na brzeg, i zaczelam biegac jak glupia, bo juz nie sadzilam, ze ziemi lapy me dotykac beda. a potem sie wytarzalam i otrzepalam.


i otrzepalam, i wytarzalam.