niedziela, 28 lutego 2010

11 etatow

pelne lapy roboty mam normalnie od wczoraj. zeby nie bylo - sama sie nie prosilam, wrecz przeciwnie, niechetna bylam takiemu stanowi rzeczy, ale wywiezli i postawili przed faktem dokonanym.

dziewiec dodatkowych etatow strozujacych mi wepchneli!!!

generalnie to mi moi dwunodzy do instynktow stróżujących stanowczo wystarczaja, ale nie, pies sobie moze protestowac, a oni maja to dogłębnie w gębie pierwotnej. i wez tu sie rozerwij, jak jeden z jedenastu gotuje makaron w kuchni, drugi sie ubiera, trzeci lezie do piwnicy (po schodach, po ktorych teoretycznie moje dysplastyczne stawy bez dozoru chodzic nie moga), czwarty - do pokoju na pietro (po innych schodach, po ktorych tez te moje stawy tylko z dozorem), piąty otwiera drzwi na osciez, a reszta rozlazi sie po podjezdzie. wez i upilnuj to tałatajstwo!

a jeszcze wszystko z usmiechem na pysku, daj sie podrapac, poklepac po karku, warkniec nie tolerujemy. ludzie, ja tu obowiazki mam!

wtorek, 23 lutego 2010

ywa

Wszystkie przyjemnosci zycia mi zabrali,
skakac - NIE WOLNO, biegac - NIE WOLNO, lizac ran - NIE WOLNO, biegac za pileczką - NIE WOLNO.

nic dziwnego ze sama sobie zajecia szukam.

wczoraj znalazlam takie fajne rozowe cos, lepsze nawet niz moja ulubiona guma do zucia
lezalo na sniegu takie, ciagnace, smierdzoace samakowite.

- Burka, co tam masz?
...
- Burka, zostaw.
...ciam ciam
- ZOSTAW!
...ciam ciam
- ODDAWAJ!
... ciam ciam ciam.
- Co tam wciągasz, sierściuchu jeden?
- ywe - ...ciam ciam.
- Co tam masz?
...ciam ciam - ywe - ciam ciam - dobra taka, powinienes kiedys ciam ciam sprobowac ciam
- Oddawaj.
... ciam ciam - sam sobie znajdz swoja prezerwatywe.

niedziela, 21 lutego 2010

rozjazd

jedzenie!!! siedze, slina cieknie, czekam grzecznie, bo juz inaczej nie moge, wreszcie: - Burka, weź.
yeaaa!!! pedze z dywanu na panele z miska na celowniku i siem rozjechaly mi konczyny tylne do tylu.

bach.

a pan w bialych spodniach mowil, ze sie maja nie rozjezdzac, bo im to szkodzi. czy jeden raz tez szkodzi? przeciez sie podnioslam, nie?

czwartek, 18 lutego 2010

we więźniu

niezlego kozaka musialam wczoraj po pijaku odwalic, bo rano sie okazalo, ze mam areszt domowy. kaucja kaucją, ale widac sie boja, ze moge smignac za granice. na szczescie udalo mi sie wymigac od elektronicznej obrozy na rzecz pasiastych portkow. farta normalnie mialam, ze akurat byly w domu i ze wczesniej juz przymierzylam. pasują. jest git. tylko na spacerniaka mi sciagaja.


ale nuda jakaaa! pobiegac bym se chciala z pieseczkami.

środa, 17 lutego 2010

zalecenia

Spacery na smyczy spokojne, przez tydzień nie dłuższe niż 20 minut. Nie pozwalać na bieganie po śliskiej podłodze i na samodzielne korzystanie ze schodów. Usunięcie szwów skóry za 10 dni. W razie objawów bolesności podawać przez 1-2 dni co 8 godzin po 1 tabletce pyralginy. Kontrola kliniczna po miesiącu.

boszsz, jak mi sie chce spac.

stan po



totaaalnie jestem narąbana. nie wiem, jak pies moze sie doprowadzic do takiego stanu. lapy mi sie chwieja, ziemia ucieka spod nog, kolysze sie wszystko dokola.

ale najgorsze jest to, ze mam swiadomosc, ze przegralam wszystkie swoje chrupaki. wszystkie! kladlam na stol po kilka, bo plan byl taki, zeby wygrac wiecej - w koncu przez caly dzien NIC nie żarłam. swiatla kolorowe, muza jakas taka transowa, "Vivaaaa Las Vegas!". i za kazdym razem bylam przekonana, ze to jest moja szansa i teraz wlasnie wygram caly wielki wór chrupakow.

i wtedy sie obudzilam. pod stolem, bez chrupaka przy duszy. "szybko do domu" - mysle, podnosze sie. - Burka, nie! - stanowczo usadza mnie mila pani, co to mi sprzedala bilet do Lasa Vegasa. - Siad! Połóż się. Dobry piesek.

dlugi znaczy sie mam czy co? ale za drzwiami czuje, ze przyszli juz po mnie z kaucja, ze juz za mnie zaplaca i bede mogla wrocic do domu. bach! - w drzwi łapą. - Nie ma pańci - to ten w bialych portkach.
- Jest, jest - odzywa sie pańcio, bo przeciez slysze.
uratowana!

wycięcie

od rana mnie dzisiaj żałują. - Biedny misio, biedny.
i przytulaja.

pewnie, ze biedny jak dzien zaczyna bez sniadania i nawet na podworku nic nie znalazl, i jeszcze do tego wlasnie wyzygal wczorajsze zdobyczne zylaste mieso.

- Pamiętaj, na 18.30.
- Pamiętam. Żeby tylko ta pectinectomia wystarczyła.
- Żeby.

czyli jednak idziemy do pana w bardzo bialych portkach? halo, pytam sie, beda mi wycinac przywodziciela?
jezzz, trzymajcie kciuki. naprawde.

wtorek, 16 lutego 2010

durnie doprawdy

ubawili sie, ze ho ho i ho ho.


tylko dlaczego mi to zakladaja do jedzenia? ze niby manier mam nabrac odpowiednich? ze z gołą dupą to sie nie je?

poniedziałek, 15 lutego 2010

oczko spaprane


znowu oczko sie spapralo temu misiu. a nawet dwa oczka. podobnie jak poprzednio: zaropiale i czerwone juz jest od jakiegos czasu i wet mowi, ze sie porobily krysztalki czy inne drobinki. antybiotyk ze sterydem.

poradnik wlamywacza - dla zaawansowanych

tutaj uczylam, jak robic proste wlamanie do drzwi przymknietych.

pora na kurs zaawansowany - jak otworzyc drzwi do szafy zamkniete na zamek.

walic, walic i jeszcze raz walic w drzwi az zamek pusci



(uwaga: zawsze mozemy liczyc na wlascicieli, ktorzy za slabo go przyczepią).

niedziela, 14 lutego 2010

znowu boli troche

spacer nagrodowy byl, tylko tego sniegu troche za duzo chyba napadalo.

dyplomowany PIES TOWARZYSZĄCY

medal: zloty.
ocena: bardzo dobra.
lokata 1. na 9 psow.

znaczy sie dzielna jestem i zdolna.



do rzeczy:
chodzenie przy nodze na smyczy: 20 punktow na 20.
chodzenie przy nodze bez smyczy: 35 punktow na 40 (bo w miedzyczasie cegle sprawdzic musialam).
Do nogi: 9 na 10 (nie wiem, dlaczego).
Aport sznureczka: 28 na 30 (bo powiedziala "dobry pies" po "oddaj").
Z siadu na waruj i na siad: 19 na 20 (chyba za pierwszym razem nie doslyszalam "siad" po warowaniu).
"Biegaj", a potem "noga": 19 na 20 (raz powtorzone "noga").
Uzębienie: 10 na 10 (nie znaczy, ze mam hollywoodzki usmiech, ale ze sie nie krecilam).
Zostawanie na "siad": 20 na 20 (ze 3 minuty mnie trzymal).
Zostawanie na "waruj": 20 na 20 (znowu dlugo, a wokol sie dzialo).
Wrazenie ogolne: 8 na 10 (bo mogla mnie lepiej zaprezentowac).

W sumie: 188 punktow na 200.

okolicznosci przyrody

że to bedzie ciekawy dzien, to juz wiedzialam od rana, bo snieg padal i padal, i padal, i swiezutenki ciagle spadal i spadal, i spadal, i chocby pies stal w jednym miejscu, to caly czas cos nowego do wąchania sie pojawialo. mądry pan od szkolenia mowi, ze to jest tak, ze jak jest snieg, to zapach idzie w gore i pachnie milej.



wiec my wszyscy psy bylismy zachwyceni!

bo wchodzisz na plac, tam tylko pachołki rozstawione, nasz pan mily instruktor, egzaminator, my i inny pies z pańcią. czy mozna miec nam za złe, ze idac przy nodze musimy sprawdzic nosem przy ziemi, co mamy pod łapami?

tuz przed



co to ich dzisiaj wszystkich ponapadalo, to ja naprawde nie mam pojecia. nie weszli na plac, gdzie wąchania jest po pachy, tylko staneli w kupie przy plocie i smierdzieli. wszyscy dwunodzy smierdzieli strachem, a czworonodzy stawali na dwoch lapach, zeby wykumac, o co biega dwunogim.
- Ja to się tak nie stresuję przed swoimi egzaminami na studiach - mowi jeden dwunogi.
- Ma ktoś koniaczek? - i sie smieja nie wiedziec z czego.

sobota, 13 lutego 2010

zostalam czlonkiem

czlonek to dostaje legitymacje i z tą legitymacją to sie udaje jutro do srogiego pana egzaminatora:


dzisiaj probny egzamin byl. na 200 punktow dostalam rewelacyjne 195 i to glownie dlatego, ze gamońka sie zgapila i wyslala mnie na cegłę bez kilku krokow przy nodze (nie bede tlumaczyc, glupie, skomplikowane, ludzkie).

egzamin prawdziwy jutro rano. trzymajcie kciuki.

wtorek, 9 lutego 2010

przemoc wobec zwierzat

pomocy! help! gdzie jest towarzystwo opieki nad zwierzetami jak go potrzeba?! jak zwykle sie kryje po kątach i udaje, że go nie ma! zawsze, jak cos sie dzieje!
ratunku, no!
szarpie mnie za obroze, szarpie za smycz, kregoslup mi pęknie od tego albo mozg sie wysypie na chodnik.

a co ja takiego zrobilam niby? ptaszki byly. żarły. wiec pobieglam je przepedzic. na smyczy bylam, ale sie zmylam.

- Burka! - drze sie, ale juz nie jest w pozycji pionowej, a raczej takiej horyzontalnej, a horyzontalnej to ja nie uznaje.
- Burka!
nie uznaje.

podbiega, sciaga smycz, smaka dac nie moze, bo mam pycho zapchane bułką ptaszkową.

- Oddaj.
- nie oddam.
- Oddaj.
fru, do ptaszkow.



i wtedy sie zaczelo nie wiem czemu całe to szarpanie. z reszta, nie bede sie nawet domyslac, jak cos do mnie ma, to niech powie wprost, bo od myslenia to tylko mozna sobie mozg przegrzac i przewystraszyc, i na zapas sie pozniej wystraszac. przeciez jestem dobrze wychowanym psem prawie po kursie.

poniedziałek, 8 lutego 2010

szczekanie

ja to ich naucze wreszcie porzadku. widze, ze sie ubiera.
- na dwor, na dwor! - szczekam.

- Nie! Szszszszsz - pokazuje palcem na ustach.

- na dwor! na dwor, na dwor! - a ta nie rozumie i wręcz przeciwnie bezczelnie zdejmuje buty na powrót, i sciaga kurtke, i sie do mnie nie odzywa.

to sie klade. czas mija.

ubiera sie. maly odglos wydaje ja: - hau!
a ta sciaga znowu kurtke siada, i mnie olewa. a czas mija. moj czas spacerowy, zeby byla jasnosc. wiec jak po dwoch godzinach po raz dwiescie piecdziesiaty osmy sie ubiera, to udaje, ze jej nie widze.

niedziela, 7 lutego 2010

znowu to aportowanie

bo dzisiaj to mielismy taki probny egzamin. i ja bylam pierwsza. i chodze przy nodze na smyczy, bez smyczy, przybiegam do nogi, waruje, biegam, noguje, zęby pokazuje.

ach, no zapomnialam, i aportuje.

rzut. biegne.


olewam aport ruchem po łuku.


a tu wybuch histerii jaki! - Buuurka, gdzie sznureczek? Gdzie sznureczek?
ćwirki i inne świsty karne. to przynioslam.


bo wczoraj to normalnie nie wierzyli. rzucam sie na pierwszy aport, lapie po srodku, przynosze jak pan retriever przykazal. a za drugim razem to juz nie, bo po co, jak pokazalam, ze umiem.

wtorek, 2 lutego 2010

kuchnia azjatycka

udaje, ze nie slysze, bo widze, ze cos kombinują.
-Ej, chodź rozłożymy na brzegu stołu orzeszki wasabi. Gębę jej wypali i więcej nie będzie pchać pyska.
- Dawaj, hi hi.



pycha.