czwartek, 31 grudnia 2009

ostatni zachod slonca














troche jestem zdezorientalizowana. slonce zaszlo, spacery przeszly, a ci biegaja, trabia, znowu biegaja, bombarduja, strzelaja.

zaraz, zaraz, strzelaja? ale jak to?
?
?
?
o w morde jeża, bedzie wojna. a jak wojna to na bank cuklearna i caly swiat zaleje niezdrowy cukier biala smierc, i z ziemi nic nie zostanie, i nawet zadnego hovawarta nie oszczedzi.
ani jednego hovcia.

KRYĆ SIE!!!!!!

sobota, 26 grudnia 2009

sezamie, otworz se

no nie potrafie rozkminic tego terriera. 25 kilo na karku, a racjonalnosci tyle, co w misiu pysiu. na zewnatrz kanapa, wiec ja se patrze na wies i wdycham wsiowe powietrze, inhaluje sie normalnie. strozuje w przednim gankowym stylu.


a ten nie.

Maksiu ma zupelnie inny poglad na wies i on to bardziej by jednak w domu chcial, gdzie wszystko sie dzieje w kuchni, i czasami spada, a czasami da sie w zeby chwycic i uciec z bulką.

patrzy wiec najpierw grzecznie.


i patrzy.

a jak patrzeniem sie nie da drzwi otworzyc, to dawaj, lapami.


i zebami.
skuteczniowo, a co.

piątek, 25 grudnia 2009

Burki za płoty

to nie moze byc tak, ze hovawart zostaje sam na pastwe losu, terrierow i jamnikow, a dwunozni ida sobie do lasu. nie moze byc i juz. nawet jak inni dwunozni zostaja.

wiadomo przeciez, ze za plotem to czyhaja rozne niebezpieczenstwa, wiewiorki i myszoskoczki, i sami sobie biedacy nie poradza, bo nie maja kłów i pazurow, i takiego futra.
- wracac! - dre sie po dobroci. - wracac, gamonie, bo tak!
nie wracaja.
nie pozostaje mi nic innego jak sforsowac 1,5-metrowe ogrodzenie typu "siatka". raz, dwa - do trzech razy sztuka, żeby nie zawisnąć brzuchem na wystajacych drutach :-)

gówniarze

jezzzz, ale odjazd, normalnie radiowcy mieli racje i są święta.

i to jakie gówniane!!!

bo snieg okazuje sie, ze on zakonserwowywuje gowna wszelakie najlepiej i jak snieg znika, to wtedy spod niego wychodzi swiezutenka kupa. normalnie z chlopakami to nie jestesmy w stanie przejesc wszystkiego w te swieta. kupa na kupie smakowa bardzo i pod krzakiem, i w grajdolku, za drzewkiem. wujek mowi, ze w swieta to zawsze tak jest - kup tyle, ze jamnik to do gory brzuchem lezy i ruszac sie nie moze z przejedzenia. a Maksiu to sie ruszac moze i morda rusza bardzo, i sie przytula, i spryciarz jeden to w brodzie chowa sobie kupe na pozniej. na nastepne swieta tez sobie brode zapuszcze.

czwartek, 24 grudnia 2009

burki ludzkim glosem

11:59 wreszcie bede mogla sie wygadac, wreszcie moge wam nawrzucac wy dwunodzy wy,
12:00 hau, HAU, woof, woof, won, won, kyun, kyun, arf, arf, Vov, Vov, Bjäbb, Bjäbb, Bau bau, Guau, Ouah, Ouaf


Burka cicho

krwawienie zoczne

no i prosze, wigilia za pasem, a tu oczko sie spapralo temu misiu. zaropiale sie zrobilo juz cztery dni temu razem z oczkiem lewym, pani od wyjacych psow wetka przepisala antybiotyk dooczkowy i przeszlo. a dzisiaj oczko kaprawe zrobilo sie krwawe. Maksio mu pomogl albo gałąź jaka - nie wiem, taka zabiegana jestem przed tymi swietami.

środa, 23 grudnia 2009

psia masa świąteczna

no lubie tak w rodzinie. wujek Portek i ja.


i wujek, i Maksiu, i ja.


i wujek, i Masiu, i ja tez.

lodolamacz

lody juz podobno odchodzą, ze topią sie i uciekaja do cieplych krajow, i white christmas to tylko w piosenkach bedzie, tak mowia w radiu.

skad oni wyciagaja wnioski tak pochopnej natury?


brne przez sniegi, lód krusze, zeby do domu w te pędy i zagrody, rwace zamarzniete potoki staja mi na drodze. siłą woli i umyslu mojego pokonuje je, zeby ratowac patyczka. a po kolana tej wody lodowej! nie ma zartow, radiowcy!

wtorek, 22 grudnia 2009

Burkowieś

ze wsią to ja sie utozsamiam calkowicie, czuje sie na niej jak misiek w miodzie, jak stokrotka na biwaku, jak kochanowski pod lipą.

ja i wieś to jedno.

niedziela, 20 grudnia 2009

aportowania ciag dalszy

pani hovki takiej, co chodzi na zaawansowane prace zręcznosciowe (w jezyku mojego ojca - agility), to mowi, ze od dwoch lat usiluje ją nauczyc aportowania i nic. to znaczy egzaminy pozdawala, a jakze, na piatki przeciez, ale aportowac to jej sie nie chce, bo nie.

ja to cwicze to aportowanie bardzo.


bo chodzi o to, zeby fun był.


wiec ciagne i wyciagam.

a potem, nie wiem, co sie ze mna dzieje, potwor jakis zogoniasty we mnie wstepuje i podbiegam.


i podaje.


ale przeciez NIE PO TO, ZEBY ODDAC!

sobota, 19 grudnia 2009

sniegowce


te nasze łapy to dopiero widac w stadzie szesciu hovów, jakie są nieprzystosowane do panujących na zewnatrz warunkow pogodowych. futro niby cieple i przytulaste, ale przylepiaste dopiero! w lapy snieg wlazi i wtedy cieplota hovkowa snieg roztapia, a zimnota pogodowa dalej go mrozic i wychodzi lód. to znaczy, gdyby jeszcze wychodzil, to pol biedy, ale go zębami trzeba wyszarpywac, bo niewygoda pomiedzy palce sie wkrada i biegac swawolnie nie daje blondynie.


nie tylko blondynie! ciotce mojej, Mikrze, to wlosy z lap powycinali i nic nie pomoglo. Postrach Hodowcow to swoim misiom smaruje lapy wazelina, ale widac jaki skutek, tez leżą i liżą, i gryzą.

hu hu ha

mroz skrzypi pod lapami, minus faken 14, a ja do pracy. w sobote! juz nawet tytusromekiatomek wiedzial, ze "teraz mamy socjalizm i w sobote nie pracujemy".


a ja to taka socjalna jestem bardzo i pracuje. ba, jutro, w niedziele, kiedy odpoczywac trzeba jak pan but przykazal, tez bede pracowac.


psia nać!

czwartek, 17 grudnia 2009

podworek

wychodze ci ja dzisiaj na podworek i gorke za domem,
a tam jakby poduszke ktos rozwalil.

















wszedzie bialo i pelno tego talatajstwa co morde oblepia,
wiec ryje ryjem w rowie moze cos wylowie.

raptem na polu banda jakas przenajwieksza
futrzakow osobistych wyrasta,
jest border i labek, i taka mniejsza ja,
a potem jeszcze potem nadciagają normalnie Trzej Muszkieterowie - granatowe płaszcze powiewają, a oni biegną i biegną. dwa bigle i doberman.
i wszyscy biegamy, i patyczki rwiemy az nam slina zamarza na gardle, i az ja zaczne zebiskami bronic swojego patyczka i wszystkich innych patyczkow, bo tez sa moje. niech wiedza. niech nie zadzieraja.

wtorek, 15 grudnia 2009

obcy

taki mial byc prezent na moje miesieczniny.
ze niby w szyje sobie dam, bo 9 miesiecy to juz nie przelewki, i ze juz nigdy sie nie zgubie, a nawet jak sie zgubie, to do domu trafie, zawsze nawet z zagramanicy z paszportem ktory tez mi maja sprawic.
cieszylam sie gabinety sobie obwachujac
a tu w bialym kitlu podchodzi zabrodzony typ i to on mi w ta szyje daje. auuuuuuuuuu! precz! won! paszoł! obcego jakiegos mi wszczelił typ owlosiony rosomak nieogolony!
cale psie zycie przelecialo mi przed oczami. i zakwililam glosem dzieciecym. nie takim jak dwa miesiace temu, czy nawet nie tak jak jeszcze dwa miesiace wczesniej, ale jeszcze jeszcze zupelnie dwa miesiace przed dwoma miesiacami przed nimi.
a ci sie ciesza: - Chip, chip, hurra!
w zupe sobie wsadzcie tego chipa




niedziela, 13 grudnia 2009

przeprowadzka

ostatnio coraz czesciej sie slyszy o takich sytuacjach: hovawart wprowadza sie na nowy ponton, widok ma az po horyzont az tu naraz buduja mu pod blokiem, zaraz naprzeciwko, apartamentowiec.
znika boisko spomiedzy blokow, plac zabaw, jedyny kawalek srawnika.
- co to ma byc? - pytam sie grzecznie.
- Dywan.
- a na co mi on tu pod okiem?
- Musieliśmy go, Burka, kupić.
- w lapy wam zimno?
- Też, ale przede wszystkim, Burka, twoje łapy się wykrzywiają od śliskiej podłogi, a na dywanie nie będziesz się ślizgać.
- nie chce pod okiem zadnego dywaniska.
- Chodź, spróbuj.
- miekki.
- Miękki.
- otwieram negocjacje. wysiedlamy wszystkich dywanowych mieszkancow, a ja sie wprowadzam na dywan. nie ma dyskusji.
ide po swoje zabawki.


solidarnosc fauny i flory

oczow wlasnych nie poznaje! poranek jest, wiec mysle, ze to spiochy mi wizje zaslaniaja, ale nie! ulicą lezie choinka!!!
- a ty dokad choino jedna?! - dre sie, bo miejsce choinek to jest w lesie, a nie na chodniku. - won mi do lasu! - szczekam zaciekle, ale mnie uciszaja.
- Chodź, podejdziemy.
to ide do choiny, a ta spox laska sie okazuje, i mowi, ze ona to wcale z tego lasu nie chciala wychodzic, i ze ten, o, ten obok, to jest winien, ze ona od siostr wyjeta zostala i w donice wsadzona.
no, nieeee!
to mnie krew sie wylewa na te slowa niewinnej zieleniny: - ty choinkowy wyrywaczu, ty! - szczekam, bo to nie iglaczka winna lasowemu sprzeniewierzeniu, ale przeca ten, co ją taszczy. - ty podstepny uprowadzaczu!
- Burka, nie!
- co nie?! - dre sie dalej. - on choine wbrew woli uprowadzil! nie widzisz?
- Nie! - i jeszcze przeprasza, ze ja taka pyskata jestem, i ze to mnie chciala zsocjalizowac. z choinkowym uprowadzaczem!
mnie!


środa, 9 grudnia 2009

ogloszenie: szukam pracy

jestem cierpliwa, pogodna, energiczna, a przede wszystkim odpowiedzialna i bez nalogow. kocham dzieci i potrafie zadbac o ich bezpieczenstwo. proponuje ciekawe i rozwijajace zabawy.

doswiadczenie: w piatek dwulatka - wąchałam ją od tylu i trochę się otrząsala, ale po chwili przestala; w niedziele - 12 miesieczny chlop czworakiem pedzil po mieszkaniu - tego brzdaca to zebiskami i otwarta paszcza zahaczylam, ale nie zauwazyl; i dzisiaj - 10-miesieczny chlop - troche darl ryja na moj widok i jak go jezorem po twarzy zahaczalam, chyba ze przez przypadek siadal mi na glowie - wtedy nie wiedziec czemu ryja nie darl. nie zauwazyl nawet.

dyspozycyjnosc - z wyjatkiem weekendow, bo wtedy mam szkołę.

na zyczenie moge doslac referencje.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

3,5 godziny sama

aaaaaaa, ciekawi, co zrobilam dzisiaj jak siedzialam sama taka biedna samiutenka w domu przez cale dluuugie i cieeeeemne godziny? a? powiedzieć?


NIC.

zrobilam nic. i sorrrr, ale po tylu godzinach spania to moglam wyjsc na przywitanie troche nieuczesana i spowolniona.

niedziela, 6 grudnia 2009

palec F

taka rade mam, bo bez moich rad to sie widze nie obejdzie:
pic wiecej mleka, sluchac hovka swojego jako madrzejszego, nie klocic sie ze swoim hovkiem jako ze on jak chce do pieseczkow to chce, nie ciagac za smycz hovka swego, i prosto pic wiecej mleka, i tezyzne paleczna cwiczyc.

o. bo inaczej to palca wsadza na szyny i au revoir.

poniedziałek, 30 listopada 2009

bezhigienista

wracamy juz z krzakow do domu, a tu na pieńku siedzi facet. se mysle, podbiegne sie przywitac.
- Burka, nie zaczepiaj - slysze i laskawie zwalniam, a ten wtedy wstaje tylem do nas i sie okazuje, ze on ma

nogi gole do samego pasa.

i okulary na nosie.

i na dodatek to spodnie mu sie nieoczekiwanie koncza pod kolanami.
- Ma pani może chusteczkę higieniczną? - wykreca glowe, a ja juz wiem, ze to gnom jakis albo inny nieczlowiek, bo czlowiek to nie wyzywa mnie od per pani. - nawet jak mam, to ją szybko pożeram, gnomie jeden bezhigieniczny.
ze niby mialam mu aportowac ta higiene? ja nie aportuje.

sobota, 28 listopada 2009

PRO

fajny film widzialam, momenty byly
i juz wiem co bym chciala robic jak dorosne
bo tam jezdzili tak fajnie i taki jeden buldog z krotkimi lapami  jezdzil po rampie
wiec juz zdecydowalam
bede zawodowa skaterka riderka deskorolkowa
i bedzie z tego duuuzo chrupakow, i bede podrozowala po swiecie
zmienie sobie imie na ptasie tak jak ten Tony Hawk ja bede sie nazywac Burka Kurka
bede Pro















jednak sie zmeczylam tym treningiem, kariera musi poczekac


uzdolniona manualnie



łapy? jakie lapy ja nie mam zadnych lap
to sa te no, no ten tego, no... nogi przednie, takie jak u dwunogich
i wiem jak sie nimi poslugiwac,
no worries


piątek, 27 listopada 2009

mea czacha

najpierw to bylo czerwone, takie delikatnie czerwonowate, urocze nawet niczym dziewczece rumience. potem niby nic, bo zimne, zimne takie smakowe bylo przy tym i sie zamrozilo. a potem zaczelo rosnac w oczach w kolorze ciemnego fioletu takiego zupelnie innego niz fiolkowego a bardziej takiego sliwkowego z wegier, a potem byla noc. a potem po nocy to juz bylo gorzej, a potem jeszcze gorzej i chyba najgorzej to bylo 24 pozniej. bo fioletowe i takie wieksze niz po drugiej stronie, inne takie, bardziej odstajace i blyszczace. no i w kolorach.

LIMO.

















podobno bolalo.

i panie tak patrzyly rozumiejaco i wspolczujaco.

mea czacha, maxima czacha.

oswiadczam, ze tylko w drodze wyjatku nie zamierzam wnosic zadnych pozwow wzgledem policzka, ktory sie rzucil na moja czache.

wtorek, 24 listopada 2009

dorosla malizna

o ho, zaczyna sie. sniadanie wydzielane na porannym spacerze to juz nawet nie zapelnia calego woreczka nagródkowego. okazuje sie, ze jestem juz duza, a duze hovawarty to jedza karme dla doroslych hovawartow. i ja mam taka jesc, tak mowi Postrach Hodowcow Hovawartow i jeszcze na dodatek mowi, ze ja to rozpieszczona jestem, bo w kraju mojego dziadka to hovki dostaja dorosla karme juz od 5. miesiaca zycia.

tylko dlaczego tej doroslej jest tak malo? doceniam - kulki wieksze, bardziej smakowe, bo z baranka bozego, ale pachną malizną na odleglosc. szczegolnie w polaczeniu tych pierwszych chrupow na H, ktorych tez malo. no smutno mi, no.

dobrze przynajmniej, ze wczesnie rano otwieraja darmowe kupowe stolowki i mozna sie dozywic.

poniedziałek, 23 listopada 2009

nablyszczacz

az sie za mna obejrzala na spacerze: - Pani jakiegoś specjalnego szamponu używa, że ma taką błyszczącą sierść?
- glodzi mnie, prosze pani, glodzi. i glaszcze.

sobota, 21 listopada 2009

umordowienie

zaczelo sie niby leniwie - nie bylo porannego spaceru, ale za to ze 30 razy musialam budzic gosci, ktorzy nie wiem czemu spali bardzo dlugo w salonie i nie chcieli wstac, a nawet pochrapywali bezczelnie.

potem przyjechala ciotka Mikra, ktorą wylewnie i zaborczo przywitalam.














a potem pojechalysmy razem na spacer, gdzie hovawartow bylo jak psow i kazdy za punkt honoru sobie postawil zgnojenie mnie do pisku kwikliwego.

ale to byl dopiero poczatek, bo potem pojechalam do szkoły. juz parowek nie wiem czemu nie bylo tylko chrupanki, ale ja musialam byc czujna i rozgladac sie dokola, i uwazac czy ktos nagle nie wyskoczy i nie bedzie sie chcial przywitac. a ta skacze wokol mnie! przeszkadza mi pilnowac! waruj - mowi albo: siad. albo: zostan. no zostaje przeciez!

a potem przychodzi instruktor, ktory zawsze mi do pycha ładuje "smaki", bo u niego chrupaki to sa "smaki", wiec merdam kitą, a ten wypala: - Chciałbym, żeby dzisiaj nie jadła kolacji.
- No, dobrze - slysze i nie wierze! co to ma znaczyc?! ze mam naleznej mi zmeczonemu hovkowi kolacji nie dostac?!
- sluchaj, niunia - perswaduję - ty tak nie przytakuj, tylko stań w mojej obronie. ja jestem wycienczona po nakazanym przez religie poście, pamietasz? moj szczeniacki organizm wiecej nie wytrzymie i sie porozkawalci na malutkie takie kawalki!
- Hmm- wyglada jakby dala mi sie przekonac. - To może dam jej kolację, a dopiero śniadania i obiadu nie dostanie?
- tak, tak! - popieram, a ten niunio jakby sie zacial: - Chciałbym, żeby dzisiaj nie jadła kolacji.
- nieeeeeee!
- Dobra, dobra, nie dostanie kolacji - zgadza sie cholera jedna.

i nie dostalam kolacji. pomimo tego, ze bylismy w gosciach, i oni ciagle cos ciamkali, i sie zachwycali jaka pyszna rybka.


co to w ogole jest rybka?

piątek, 20 listopada 2009

znak

coraz bardziej upewniam sie w przekonaniu, ze dobrym hovawartkiem jestem. bo prosze - odmawiam chrupakow, a tu co? w misce laduja chrupaki koszerne, halal i do tego w pelni wegańskie!!! i do tego firmy H w przeciwienstwie do firmy H!
rzucilam sie na nie z kontrolowanym spokojem, po drodze odmawiajac dziekczynne kazanie do sokow trawiennych i po jednej trzeciej uznalam - dosc. piatek jest przeciez. a w piatek to nie wolno sie przejadac, wiecej trzeba nawet byc troche glodnym.

czwartek, 19 listopada 2009

obiad













- Burka, weź.
- nie.
- Jedz, Burka, bo nam padniesz przeciez.
- nie bede jesc zadnych chrupakow.
- A co bys wolala?
- ucho swiniowe, parowki, twarozek...
- Masz srakę i chcesz twarożek?
- chce, wlasnie, ze tak - chce nawet bardzo. zadnych chrupanek jesc nie bede. kosc taka wolowa na przyklad...
- To idź sobie upoluj.
- co na polu?
- No idź i złap sobie tę kość. Upoluj ją.
- ale ja wole w misce.
- W misce to tylko chrupaki.
- religia mi nie pozwala.
- Masz dyspense.
- niby od kogo?
- Wierz mi, że od kogo trzeba. Dorzuciłam ci jeszcze innych zupełnie niesprzecznych z twoim wyznaniem chrupaków.
- to dawaj. ale tylko polowe. reszty nie tkne.

mialam sen

(a nie marzenie)













snily mi sie parowki cielece, takie smakowe i gabczaste, i bardzo pozywne, i zdrowe dla mlodego organizmu hovawarciego.
i dlatego oglaszam dzisiejszy dzien poniedzialkiem. tak, dzis jest poniedzialek, a od poniedzialku odmawiam jedzenia chrupkopodobnych substancji.

środa, 18 listopada 2009

proba obalenia miski

wlasnie usiluje wywalic chrupanki z miski. miski obie - z woda i chrupankami stoja na stojaku, co troche utrudnia mi zadanie.
juz tlumacze: rano chrupanki dostalam w zalewie z Can-Vitu, po poludniu z z olejem i twarozkiem, a teraz dostalam SUCHE. do czego to podobne, to skandal i poniewieranie zaglodzonym hovciem. i jeszcze przy tej jawnej probie puczu musze troche tych chrupow przebrzydlych podjesc. HELP! a wlasciwie - HILFE! ktos ma pomysl jak ta miske obalic? miske z woda mi juz zdjeli, a ta druga uparciucha nie chce spasc!

wtorek, 17 listopada 2009

nie moglam


nie moglam sie powstrzymac! sama nie wiem, jak do tego doszlo, ja nie panowalam nad soba wcale! noc zapadla, ciemno wszedzie, zostawili tą miche niedojedzona, a ja nie moglam, no po prostu nie potrafilam nie podejsc i tej mniejszej polowy nie dolizac i nie dojesc do konca.

czy to juz bulimia?!!!

olej do glowy

doktryna moja nowopowzieta nie zabrania wylizywania oleju z kwasami tłuszczowymi nienasyconymi. wrecz przeciwnie, doktryna moja nakazuje tych kwasow wylizywanie, bo one dobrze na futro robia i ono to futro potem jest blyszczace jak psu jajca i mozg lepiej rosnie.

same zalety po prostu.

a ze olej to wsiaka w te podle chrupki, to sila rzeczy, nie chce-ale musze, zezarlam ich troche.

no, pol michy.

troche wieksze pol, ale nie znowu takie calkiem wielkie.

nie


boszszzsz, ile razy mozna to samo! leze sobie w samochodzie, nikomu nie wadze, a ta podstawia mi pod nos - Weź! - rozmiekle juz od tego kleiku chrupanki.

ble, bo sie porzygam!

patrzec w ta miche nie moge normalnie. niby nic siedze przez chwile, ale sa pewne granice. nosem zwalam miche, ze niby chce ją sobie na pozniej schowac, ale dalej wali z niej tymi chrupalami! wiec juz w gebie pierwotnej mam maniery i sila juz pozbywam sie michy i pomiedzy siedzenia zwalam.
a potem dupą sie do niej odwracam i udaje, ze spie.

przeciez mowie, ze odmawiam

czy chrupanki w kleiku z siemienia lnianego to juz nie sa chrupanki? czy ja mowilam, ze mnie brzuch boli czy cos?

odmawiam

odmawiam


kategorycznie odmawiam jedzenia. mowie zdecydowane i stanowcze "nie" chrupankom. jedzenie to dla pospolstwa jest, ja jestem stworzona do rzeczy wyzszych i cielesne sprawy mnie nie interesuja. bez jedzenia mozna zyc, nawet lepiej zyc, slyszalam, pies sie robi bardziej uduchowiony, skupiony na swoim wnetrzu, no - lepszy po prostu, bo cielesnych ograniczen pozbawiony.

wiec od dzis: bye bye chrupanki!

a wode to bede pic tylko z kaluzy

ewentualnie z kibla jak go zapomna zamknac

niedziela, 15 listopada 2009

trening blotny

spracowalismy sie dzisiaj w tej szkole, ze az nam sie lapy spocily.


najpierw na rozgrzewke szybka seria siadow-nagrodek. o, to bylo dobre - parowki leca jak z karabinu maszynowego do pustego zoladka zabiedzonego i wyglodzonego hovawarta. i nagle spowolnienie - wydawalo sie: niepostrzezenie - bo zmienila cwiczenie na siad przy nodze, podobno dlatego, ze ja do tej nogi sie niechetnie przytulam i zeby mnie do niej zachecic. - dlaczego - pytam sie - zmieniasz cwiczenie na takie, w ktorym kielbaski leca 15 razy wolniej do pyska?
ale z odsiecza przypedzil mi instruktor. - czy takie cwiczenie zadalem?
- no, nie - odpowiadziala potulnie, jakby sie na "gotowych na wszystko" nie nauczyla zaprzeczania oczywistosciom. - ale to nudne jest i w takim tempie to mi zaraz wszystkie parowki zje - zmartwila sie szczerze.
instruktor ewidentnie trzymał moja strone: - a w kaluzy usiadzie?
- usiadzie.
wzdycha ten instruktor: - wlasciwie to bym sie nie zdziwil.
i sie nie zdziwil, bo usiadlam. a potem jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. potem sie kladlam na waruj w tej kaluzy i tamtej, i siamtej, bardziej mokrej i bardziej w glebe wsiaknietej. potem siadalam - tez w kaluzy i zostawalam. tutaj musze przyznac, ze na poczatku nie skumalam w ogole, ze niby co ja mam siedziec z dupa w blocie i czekac. - na co ja mam czekac? - sie pytam - na pijawki?
ale okazalo sie, ze czekac mam na parowki, wiec siedzialam grzecznie i czekalam.


bo ja to w ogole taka grzeczna jestem.

sobota, 14 listopada 2009

1 wrzesnia


i okazalo sie, jakich to do tej pory mialam nauczycieli! pierwszy dzien w szkole, ja niby taka wyuczona i bystra, nie rzucam sie z szalenstwem w oczach do innych psow jakos szczegolnie, a tu sie okazuje, ze siedziec nawet nie potrafie jak pan instruktor przykazal. to znaczy siedziec to siedze, ale zupelnie nie o takie siedzenie chodzi, bo to moje siedzenie to jakies koslawe jest i za dalekie, z dystansem takie do nogi nie mojej to siedzenie, i w ogole - co pod koniec sie okazalo - to ja siadam do tylu.

normalnie do tylu siadam, no.

jak siadam, to sie cofam.

do tylu sie cofam.

i tu lezy miś pogrzebany. pocieszaja, ze to nie klopot, ze do egzaminu to moje siedzenie jest jak najbardziej wystarczajace, ze wlasciwie to nawet CHYBA przeszloby na zawodach posluszenstwa. ale jest jakies takie nie takie. i co ja mam teraz robic? od nowa sie uczyc siadac?

środa, 11 listopada 2009

poniedziałek, 9 listopada 2009

syndrom sztokholmski

no w koncu dopchalam sie do kompa, jak go zostawil na chwile bez nadzoru.

Burko,
bylas upierdliwa, namolna, pozornie przymilna i skrycie dominujaca, wlazilas na mnie, przepychalas, ucho odgryzc chcialas, futro w ogonie i na pietach (!) szarpalas, spokoju nie dawalas, z pontonu wypychalas, z jamniczego poslania tez. kulturalna suka jestem i czempion, wiec chamstwem na chamstwo nie odpowiadalam, tylko wszystko sobie zapamietywalam.

kiedy cie wywiozl w niewiadomym kierunku, odetchnelam z ulga.

ale chwile potem... smutek jakis taki straszliwy mym znekanym sercem wstrzasnal. no przeciez jak tu bez Buraski zyc? jakos nie idzie.

a moi tylko o jakims sztokholmie mowia bez przerwy, ze niby ja mam z nim cos wspolnego. nic z tego nie rozumiem.

Burkooo, wróóóóć!

Mikra


stresy

wszystko wskazywalo na to, ze jednak takie zmiany domostwa to zupelnie zle na szczeniacka psychike wplywaja, ze niszcza ja od srodka, chociaz na zewnatrz nic po sobie poznac nie daje. w srodku nocy ich obudzilam i dawaj, pokazuje, ze koniecznie musze i teraz juz wyjsc na dwor. ledwo zdazylam, bo z jelit to mi sie taki plyn żrący wylal. fuj. a potem znowu o 7 rano zupelnie tak samo i nikt juz nawet nie probowal ze mna dyskutowac. ach, te stresy, bo co innego.

az w koncu wyszlo szydlo z worka, to znaczy z zoladka, i wyrzygalam gumke recepturke. cala, nienaruszona - nikt nie potrzebuje?

niedziela, 8 listopada 2009

koniec

no i wygladalo na to, ze sie doigralam.

z samego rana, BEZ SNIADANIA!, wepchnal mnie do bagaznika i wyzwiozl. patrze i patrze, i wcale nie poznaje okolicy. nic tylko pozbyc sie Buraski chca, ostatecznie ją zanieistniec, na wygnanie skazac, wloczege wieczna i syzyfowe prace. nawet baba jaga to jasia i malgosie karmila, a tu po prostu kaplica, no.

zatrzymal sie w jakims takim miejscu, gdzie slonce nie dochodzi i huk taki, halas, a tu niespodzianka!

wrocili!

misie niewlochate!

moje malouszate knury!

skumali, ze niebezpieczenstwo mi grozi i co tchu do bagaznika sie pchaja, zeby mnie ratowac! nareszcie w domu!

tylko tego wesolego miasteczka bedzie mi troche żal. juz tesknie.

sobota, 7 listopada 2009

dowod rzeczowy

no, wreszcie go zdobylam. mam dowod rzeczowy na to, ze to ja jestem ta przesladowana. grzeczna, bogu ducha winna szczeniaczka zostala napadnieta przez ciotke o morderczych sklonnosciach. o, tutaj to dobrze widac



a mowia, ze ze mnie potwor wcielony. akurat! to potwarze, kalumnie i inne bohomazy. a oto moje prawdziwe, pelne dobroci i lagodnosci oblicze. TAKA JUZ JESTEM, co poradze.

piątek, 6 listopada 2009

Burka cudem odnaleziona

No, ale skoro nie ma tu żadnej Burki, to kto pogryzł buty?


Kto przegryzł gumowego osła do skakania, aż z niego powietrze zeszło, oderwał tabliczkę z furtki, poorał pazurami drzwi do wysokości 160 cm, pogryzł wszystkie znalezione w ogródku zabawki i gruntownie przekopał grządki i trawnik?


A kto w dodatku wygryzł Mikrę z jej posłania, zadręczył wygryzaniem i wpędził w kompleksy?

Po głębszym zastanowieniu musimy stwierdzić, że jednak jest u nas niejaka Burka. I to bardzo JEST.

I w zasadzie nie możemy się już doczekać powrotu jej państwa. No bo ich bardzo lubimy, naturalnie.

Państwo Mikry