wtorek, 20 października 2009

szarża ułańska

biegalam sobie po ogrodku jak zwykle, az tu nagle uchylila sie furtka. normalnie sama sie otworzyla - trzeba bylo tylko przepchnac tych, co wlasnie przez nia przechodzili. wiec ja siup i jestem na zewnatrz. rany, jak fajnie! pobieglam szybko do Azy napyskowac jej troche. slyszalam, ze cos tam za mna wolali, ale kto by ich sluchal.

cala ulica moja! biegam, szczekam sobie. ciemno ze oko wykol, a tu jakies dwa swiatla zblizaja sie szybko jakos. szczekam grozniej, a one tylko zwolnily. wiec biegne na nie, szarżuje normalnie, a one nic. nie pomoglo nawet natarcie czolowe. uparte bydle jakies i twarde. no nie żeby mnie zabolalo, ale przed tępą masą ustapic musialam.

wiec w tyl zwrot i na boisko. tylko czemu biegna za mna i cos krzycza? histerycy jacys. jak mnie juz dogonili, to schwycili jakos tak mocniej niz zazwyczaj. i przez caly wieczor dziwnie po bokach macali. przeciez nic mi nie jest. zboczency.