środa, 31 marca 2010

napasc w bialy dzien

- gdzie bylas?!!!!! gdzie do jasnej nosówki bylas?!!!
- O Boszsz...
- nie wiesz nawet, co tu sie dzialo!!! nie wiesz, co sie dzieje, jak wychodzisz na 2 godziny 4 minuty i 42 sekundy!!!!
- Co się stało, Burka?
- co się stało? co się stało?! sok jablkowy sie na mnie rzucil!!!!!!!
- Co takiego?
- rzucil sie na mnie jak tylko podeszlam do kuchni! 2 litry zywej cieczy (chociaz w srodku juz bylo chyba mniej). ugryzlam, to popuscil w kuchni, ale mnie scigaaaaaaaaal! na dywan za mna pobiegl, ja uciekam, ten za mna, ja robie uniki, a ten tuz tuz.

w koncu sie wykrwawil.

trzese sie cala, nerwy skolatane biednego hovawarta, nie wiem co ze soba zrobic, psychologa zadnego, przyjaciolki zadnej, ale zaraz, zaraz, gdzies tu byly gofry, rany nimi opatrze, i ten, no krem do rąk "przynosi ulgę suchej skórze" to jak w sam i w raz na ukojenie nerwow bedzie.


nie ma co plakac nad rozlanym sokiem.

na dywanie.

poniedziałek, 29 marca 2010

kontrola

na inspekcji bylam u pana w bardzo bialych portkach. zmacal mnie po udach, co mnie troche zbilo z tropu, a ten sie cieszy: - O, dziura jest.
ze niby to dobrze, bo dziura po wycietym miesniu to byc powinna, ze nie zrobil sie jakis krwawy nieprzyjemny niedziur.
- Wskazanie do stopniowego wydłużania spacerow, ale nie wiecej niz o 5 minut.

niedziela, 28 marca 2010

spadlo to zjadlam

- I czego za mną łazisz? - pyta, jakby nie wiedzial o co chodzi.
- nie masz jednej?
- Czego?
- no jeszcze jednej takiej samej czy nie masz?
- Nie.
- ale gardło mnie boli.
- Tego się nie połyka, Burka. To się ssie.
- daj jeszcze jedna to nie polkne od razu.
- Burka, odwal się. Tabletki na ból gardła nie są dla psów. Jedna mi spadła, ale dwie pod rząd na pewno nie spadną. Idź sobie.

sobota, 27 marca 2010

stanowczosc

wszystkie wasze patyczki są należeć do mnie.



slyszeli?

labek, chodź kochany, chodź, chodź. A teraz - ODDAWAJ!

dzięki.

wtorek, 23 marca 2010

nieuniknione

osły musialy zginąć.
swinia też.
knuły cos z tym knurem.

przez cale 55 minut tak ewidentnie knuły, ze nie pozostawily mi wyboru. nie bylo nikogo innego w domu, wiec wzielam na siebie ta odpowiedzialnosc i pozbieralam czapki z biurka, z półki na ksiazki wyciagnelam miśka za fraki: - bedziecie swiadkami - mowie im. - czasy sa takie, ze my, jedyni domownicy w domu, musimy wziac rządy w swoje łapy. osły i swinia (i jeszcze rolka workow kupowych i paczka chusteczek higienicznych) knuly przeciwko nam bezczelnie. z calym swoim milosierdziem oto łącze sie z nimi w jedno metodą dogębową.


misiek, cho no, mamy jeszcze paczke gum miętowych do podzialu.

poniedziałek, 22 marca 2010

godzina samotnosci

szafy zamkniete, olej sezamowy poza zasiegiem, skarpety poza zasiegiem. to sobie cala godzine pospalam, na wszelki wypadek zastawiajac drzwi swoim cialem.

niedziela, 21 marca 2010

zaburzenia snu

czegos mi brakuje w tym domu. az tak mi brakuje, ze w nocy po cichu wstaje i sprawdzam, czy lozko zajete. ale jest zajete i z powrotem klade sie spac. micha jest dwa razy, spacery sa, zabawy sa. czego mi moze brakowac?

sobota, 20 marca 2010

ład przede wszystkim

porzadna ze mnie zwierzyna jest taka, ze jak gumke do wlosow znalazlam nie powiem gdzie, bo to moja sprawa, wymemłałam, wymemłałam, wymemłałam, to potem odlozylam na półkę

piątek, 19 marca 2010

ulica sezamkowa

no wiec tak: drzwi od szafy zamkniete, nikogo ZNOWU nie ma w domu, torebek foliowych nie ma, co to robic, co tu robic, a-ha! szuflada jest, szufladeczka taka malutka na poziomie nosa ona, a tam ocet malinowy, ocet winny, ocet ryżowy i, uwaga, uwaga, olej sezamowy!

mniam.

szufladkie won z jej dziury na podloge, ocet won, ocet won, ocet won, olej sezamowy w zęby i na dywan, bo na dywanie to jest miekko i przyjemnie i jak sie korek odryzie to leje sie powoli prosto do pyska.

no, prawie prosto, czasem trzeba cos z dywanu podlizac, bo skapnie.

i wszyscy spiewamy (tarzając sie w rozlanym sezamie):

sunny day
sweepin' the clouds away
on my way to where the air is sweet

can you tell me how to get,
how to get to Sesame Street

środa, 17 marca 2010

reklamancja

mialo nie bolec i byc tak rozowo i przepieknie wlasnie po tym jak mnie pocieli, a dzisiaj jak spalam, to sie nie moglam rozkraczyc na plecach jak na przyzwoita suke przystalo, bo bolalo.

poniedziałek, 15 marca 2010

sposob na samotnosc

samotnosc mi juz nie straszna, nawet pomimo tego, ze szafe podstepnie i skutecznie nauczyli sie zamykac tak, ze butow nie da sie z nich wyciagnac nijak. odnalazlam nowa milosc - reklamowki. chowane skrycie na półeczce pod zlewem dzis zascielily cale mieszkanie - zielone, biale, przezroczyste; grubsze i ciensze; mniejsze i wieksze - reklamowki wszelkich rozmiarow, ksztaltow i kolorow. zycie znow jest piekne, kiedy przez 15 minut pies moze pobyc sam na sam z reklamowkami.

piątek, 12 marca 2010

ryj znaczy



morda to od jakiegos czasu taka niezdecydowana mi sie zrobila, ze ona za matka jest albo za ojcem, niech sie opowie wreszcie, bo kolory takie ani w te, ani we wte ma zupelnie. na przyklad moj ulubiony brat Pulpet, ktorego zwą eryk, co to zawsze byl grubszy, ale jednak jak ja podobny, to zupelnie ma pysk odmieniony i prawie, ze taki, ze bym go na ulicy nie poznala, jakbym na niego wpadla przypadkiem w charkowie.

czwartek, 11 marca 2010

burkowe strachy

musze przyznac, ze w wieku roku to naprawde nie ma juz rzeczy, ktore robilyby na mnie wrazenie przestraszajace. nie ma i juz. roslam i roslam, i wreszcie zrobilam sie w rok urosnieta cala. co widac, bo trzy miesiące temu bylam grubsza w szyi i z zimowym futrem, piec miesiecy temu bylam mniej kudlata, siedem miesiecy temu i dziewiec miesiecy temu - tez bylam.



i w wieku tak zaawansowanym nie boje sie podstepnych i nie wiadomo co myslacych odkurzaczy, wystarczy tylko lape zabrac od lapy odkurzaczowej pedzacej w twoim kierunku i udac sie z godnoscia w inna strone, a najlepiej na ponton wlasny, czyli azyl niezaprzeczalny. kto to widzial, zeby taka odkurzaczowa lapa macala moje futro!

do wody tez juz nie podchodze panicznie, bo jak woda sie za bardzo zbliza, to okazuje sie, ze wzywaja niecierpiace zwloki obowiazki i trzeba nie za szybko, ale jednak wyjsc.

bo ujadajacych psow to sie w ogole nie boje, przyspieszam tylko, zeby nie bylo, ze to ja wszczynam awanture.

dzis sa moje urodziny

najpiekniejszy dzien w roku

środa, 10 marca 2010

apokalipsia


mor-du-jąąąąąą!
życia pozbawiająąąą!
ra-tun-kuuuuuuuuuuuuuu!

noski maja takie delikatusne, ze pies w perfumie kupnej do eksterminacji sie ich zdaniem nadaje i oto rozpoczeli dzielo zniszczenia! apokalipsia! hovokaust!


topią biedna hoovcie, wodą zalewają w wannie, w ktorej kaczki tak milo do tej pory plywali, a teraz ze mnie kaczke chca zrobic i na rosol przerobic!
nie dam sie! wychodze!

- Burka, nie. Siad.
- sam se siad, ja nie bede siadac, odmawiam, tu mokro.
- Siad.
- nie.
- Siad - pokazuje chrupaka.
- za takiego chrupaka to sam se dupe mocz w wodzie mokrej takiej. ja wychodze.
- NIE!
- ra-tun-kuuuuuuuu!

- Boszsz, weź wyłącz ten prysznic, bo pies w szoku jest totalnym.
- To jak chcesz spłukać szampon?
- Ręką.
- To weź ją tu bliżej do kranu.
- wychodze!!!!!!

- NIE!
- Miskę weź może i ją oblewaj. Dobry piesek.
- ratunku!!!!!!!!!
- Nie panikuj, Burka.
- ja nie chce umierać!!!!!
- Jeszcze chwila. O, teraz ręcznik. Wychodzimy.

- ja żyjeeeeeeee!

wtorek, 9 marca 2010

roztopy

drogie pieseczki,
oglaszam rozpoczecie najpiekniejszej pory roku - pory roztopow. kupy wylazly spod sniegu, smacznego!

z podrecznika wychowania goldenka

z racji moich niezaprzeczalnych walorow umyslowych postanowilam zajac sie tresura psow. w celu odebrania patyczka z pyska golden retrievera nalezy na niego warknac stanowczo i autorytarnie. goldenowi na ten pokaz chamstwa szczena wyraznie opada i patyczek odbieramy.

uwaga, istnieje niebezpieczenstwo, ze golden metode nasza podchwyci i w sposob zdecydowanie bardziej chamski warknie, i nam szczena z patyczkiem opadnie.

poniedziałek, 8 marca 2010

luzniejszy okres zawodowo

prosze, jak sie szanuje swojego zwierza strozujacego. ledwie co zrzucili mi na leb 22 nogi do pilnowania - z czego, musze przyznac, wywiazywalam sie sumiennie - to teraz pozbawili mnie wszystkich etatow naraz. naraz! wszyscy wyszli z domu i nawet dwoch nog nie zostawili do pilnowania.

wiecej - szafa z butami zamknieta skutecznie, przez sciane sie dostac do nich nie da - tylko farba odpada, bieganiem po mieszkaniu tylko dywan sie zwija, czapka zostawiona luzem to male pocieszenie.

cale 3,5 minuty samotnosci! zwariowac mozna z tymi ludzmi!

sobota, 6 marca 2010

sprawnosc psa samochodowego

harcerka byc zawsze chcialam, ale dlaczego moje sprawnosci harcerskie musze zaczynac od tych, co to najbardziej sa nudne?
- Cierpliwość trzeba ćwiczyć, Burka.
jasne, cierpliwosc. wiec przez caly dzien jazdy to ja sobie zrobilam jeszcze podsprawnosci: psa na zaluzjach zamykajacych bagaznik, psa jadacego przodem, psa jadacego tylem, z wyciagnietymi lapami, psa jadacego z glowa: 1) w klamce, 2) na podlokietniku, 3) za zaglowkiem.

piątek, 5 marca 2010

likwidacja intruza

ale pieknie dzis dzien zakonczylam, normalnie takaaa byla imprezaaaaaa.

siadaja jak od tygodnia do kolacji i pisk nagle jakis taki, i jezory z tym piskiem i takie czerwone, i zolte, i rozowe, i niebieskie z gąb im wyskakuja i sie cieszą i klaszcza, i tacy cali rozbawieni sa. no ja powiem szczerze, mnie to nie bawi taki halas przerazliwy, ale znosze go z godnoscia. i jak juz usiedli, to zauwazylam, ze drzwi do pokoju obok sa uchylone. "obowiazki wzywaja" - mowie sobie, a nuz wdarl sie jakis intruz i zechce tu sobie pobyc na nielegalu.

wchodze, a ten intruz na szafce sie usadowil. podchodze niesmialo - niuch, niuch - nic mi to nie mowi, to lizne delikatnie, dalej sie nie rusza, wiec lizam troche bardziej, bo nadal nie mam pewnosci z kim mam do czynienia.

- Burka, zostaw! - drze mi sie nad glowa i łzami zalewa, ale ryczy ze smiechu raczej i nie bardzo wiem, jak mam sie zachowac.
- Wynocha! - dodaje, wiec juz wiem, jak sie zachowac - resztka bialego lepkiego zostala mi jeszcze na nosie, wiec bez zalu wychodze.

- Kto zostawił otwarte drzwi do pokoju z tortem?

środa, 3 marca 2010

segregacja odpadow

nie dosc, ze mam dodatkowe etaty strozujace, to jeszcze tu na wyzynach wysokosciowych, to tacy sa ekolopsiczni, ze wszystkie smieci to do piwnicy znosza i na kupki rozkladaja.

ale jak niedokladnieee!

wiec zaraz wszystko popoprawiac musze, na szczescie na moim poziomie znalazly sie latwe do rozroznienia plastiki - pudelka po jogurtach, opakowania po mleku, szynce, kielbasie wiedenskiej. i wyobrazcie sobie - wszystko nieumyte!

dawaj rozwalam to po calej piwnicy i po kolei, jeden po drugim z mozolem myje. jezykiem oczywiscie, zeby bylo dokladniej.

wtorek, 2 marca 2010

delikatny misio, czyli moja prawdziwa natura

te jedenascie etatow to zaczyna miec tez swoje minusy dodatnie. bo kiedys, to zeby wyjsc na dwor to musialam czekac az jedno z dwojga sie laskawie zlituje nad zameczonym normalnie psem i wezmnie go na dwor. a teraz sprawa ma sie inaczej, bo na jedenastu jest wiecej chetnych. i jeszcze wiecej mozna ich pociagac, bo oni sie dopiero musza nauczyc mowic tak mocno i ordynarnie "nie", bo oni jeszcze na szczescie mysla, ze ja jestem takim mieciutkim i puchatym szczeniaczkiem, ktorego nie wolno nadeptywac znienacka, bo sie go uszkodzi alboco, a jak sie mowi "nie", to trzeba uprzejmie i malo stanowczo, a nie tak po chamsku jak ci moi, ze moja lagodna natura chamstwem na chamstwo nie potrafi, wiec ulega.

no, raj.

poniedziałek, 1 marca 2010

prawie jak u prapraprapraprapraprapraprababki

lasy sa, schwarz sa jak najbardziej, czyli prawie jak schwarzwald, nie?

w takim krajobrazie to od razu wygladam jak moja praprapraprapraprapraitdbabka, ktora pozowala do miedziorytu albrechta durera w 1513 r. uszy w pedzie mi tak samo rozwiewaja sie na boki, tylko konia brakuje i szlachty do strozowania, chociaz prawie i szlachte mam, a strozowanie to na pewno.



w 1210 r. to bylo tak, ze niemiecki zamek ordensritterburg oblezyli krwawi i bezlitosni slowianie. dzis juz zyjemy w zgodzie germanie i slowianie, i ja choc germansko-szkocko-slowianka sie czuje, to jednak historia mowi tak: zamek zdobyty, pan zabity, tylko synek uratowany przez kogo? no? kto zgadnie? przez moją przodkinie oczywiscie z rasy hovawart, ktora sama ranna zaniosla dzieciaka do innego zamku i go uratowala, a ten wyrosl na Eike von Repkowa i potem wydal zbior praw der Sachsenspiegel, bo mu ta hovcia po drodze wykladala, ze swiat to na porzadku stoi. i to nic, ze niektorzy mowia, ze w 1210 r. to ten Repkow mogl miec juz 20 albo 30 lat. ja tam wierze mojej pra.

i od dzis mowcie mi starogermanskipsiestrozujacy - pisane razem z szacunku dla jezyka moich przodkow.