sobota, 30 stycznia 2010

niebezpieczna wyprawa po bulki

czekam przed piekarnia, bo jest sobota, a w sobote to chodzimy rano do piekarni po bulki. tam jest taki murek, na ktory mozna wskoczyc, zeby nikogo nie przewystraszyc. wskakuje na ten murek, bo i widok lepszy przez szklane drzwi i jak ktos przechodzi, to nie musi mnie obchodzic, tylko sobie spoko tako wchodzi.

i oto nadchodzi klient. klient waha sie, jak mnie widzi i na dwie dlugosci smyczy sie zatrzymuje. parzy na mnie, na smycz, na drzwi. mierzy odleglosc miedzy mna a drzwiami. mierzy odleglosc miedzy sobą a drzwiami. bierze wdech, znak krzyza, mija mnie.

przeżegnal sie normalnie przede mną. - panie, pan se wez krucyfiks zdalnie sterowujący nastepnym razem, bo osikowego kołka to nie radze, bo trza podejsc blizej do potwory.