poniedziałek, 9 listopada 2009

syndrom sztokholmski

no w koncu dopchalam sie do kompa, jak go zostawil na chwile bez nadzoru.

Burko,
bylas upierdliwa, namolna, pozornie przymilna i skrycie dominujaca, wlazilas na mnie, przepychalas, ucho odgryzc chcialas, futro w ogonie i na pietach (!) szarpalas, spokoju nie dawalas, z pontonu wypychalas, z jamniczego poslania tez. kulturalna suka jestem i czempion, wiec chamstwem na chamstwo nie odpowiadalam, tylko wszystko sobie zapamietywalam.

kiedy cie wywiozl w niewiadomym kierunku, odetchnelam z ulga.

ale chwile potem... smutek jakis taki straszliwy mym znekanym sercem wstrzasnal. no przeciez jak tu bez Buraski zyc? jakos nie idzie.

a moi tylko o jakims sztokholmie mowia bez przerwy, ze niby ja mam z nim cos wspolnego. nic z tego nie rozumiem.

Burkooo, wróóóóć!

Mikra


1 komentarz: