niedziela, 31 stycznia 2010

aport nie tylko dla orlow


powiem tylko, ze w zadzie najglebszym mam te wszystkie zabiegi pouczania mnie od zadu strony, jak sie sznureczek przynosi i oddaje. od zadu strony, bo juz nie biegam i sie nie szarpie, ale teraz siadam, dostaje w pysk (tak, takie metody sie na mnie wyprobowywuje), i mam siedziec z tym pyskiem stulonym, a w nim trzymac rzeczony sznureczek ony.

10 sekund wytrzymuje po rozgrzewce, a jak nie odbierają, wypluwam świństwo.

o dalszym ciagu nie mam jeszcze pojecia.

a egzamin za 2 tyg. (slownie: DWA TYGODNIE)

sobota, 30 stycznia 2010

niebezpieczna wyprawa po bulki

czekam przed piekarnia, bo jest sobota, a w sobote to chodzimy rano do piekarni po bulki. tam jest taki murek, na ktory mozna wskoczyc, zeby nikogo nie przewystraszyc. wskakuje na ten murek, bo i widok lepszy przez szklane drzwi i jak ktos przechodzi, to nie musi mnie obchodzic, tylko sobie spoko tako wchodzi.

i oto nadchodzi klient. klient waha sie, jak mnie widzi i na dwie dlugosci smyczy sie zatrzymuje. parzy na mnie, na smycz, na drzwi. mierzy odleglosc miedzy mna a drzwiami. mierzy odleglosc miedzy sobą a drzwiami. bierze wdech, znak krzyza, mija mnie.

przeżegnal sie normalnie przede mną. - panie, pan se wez krucyfiks zdalnie sterowujący nastepnym razem, bo osikowego kołka to nie radze, bo trza podejsc blizej do potwory.

niedziela, 24 stycznia 2010

chruparianizm ortodoksyjny

taki prezent niby mial byc dla mnie, zupelna niespodziewajka.

w gosciach bylismy i pani domu chciala mnie tak ugoscic po goscinnemu, i z lodowki wyciagnela brazowe takie, i hop mi do pyska. zimne, miekkie, sliskie, krwiste. tfu! wyplulam.

to sie pani gospodyni zmartwila i dawaj mi to kroic, bo niby za duzy kawalek naraz i sobie nie radze.
niuch, niuch - tfu. patrzec nie moge. przeciez nie bede jesc nieugotowanego miesa. chrupakow nie macie?

sobota, 23 stycznia 2010

dzien morsa

postanowilam zostac foką. to znaczy nie tak od razu, bo najpierw to chcialam zostac lisem chytrysem i zapolowac na kaczki. skradam sie po sniegu, potem po sliskim sniegu, a potem po przezroczystym i sliskim niesniegu, ale takim sliskim, ze lapy sie rozslizguja, a potem to sliskie sie konczy i zaczyna sie woda, czyli rzeka.
- Burka, do mnie! - dra sie nie wiedziec czemu. to zawracam.
ale kaczki sie zlatuja. to zawracam na powrot i po sniegu, po sliskim, lapy w bok, hamuj! hamuj! chlup.

bul, bul.

- powietrza! help! - ratunku szukam po wynurzeniu.
- No, chodź, chodź - latwo im kurde mowic. na lapach sie podciagam, peka lod pode mna, znowu sie podciagam, ale ciezką dupę mam taką, ze to nielatwe zadanie jest.

ale wykonalne.

-13 st. C na termometrze, a w samochodzie przescieradlo swiezo wymaglowane.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

zamiast aportu

bo mi sie zrodzila propozycja taka dla pana egzaminatora strasznie surowego. jak on powie: - Aport.
to ja powiem tak: - a moze sie pan szanowny zgodzi, zebym ja zamiast aportu to podrzucila nosem pileczke? albo ciasteczko? ten aport to jest zupelnie nudny i wszystkie psy tylko ten aport i aport, i ciagle ten sam numer. a ja to od niedawna doskonale podrzucam nosem i lapie w paszcze rozne przedmioty niewielkie, i na oddaj - oddaje. no, oprocz ciasteczka.

to co, pileczke podrzucic?

niedziela, 17 stycznia 2010

aportowania proba pierwsza

i okazalo sie, co ze mnie za zwierz wyksztalcony i zdolny, i zupelnie pracujacy. egzamin taki jeszcze nieoficjalny i skrocony, ale mowiacy jakze wiele.

chodzenie przy nodze - jestem za, ale z wyjatkiem tych momentow, kiedy koniecznie musze sprawdzic, co tam jest pod sniegiem, bo przeciez jeszcze nie sprawdzalam dzisiaj czy bomby jakiejs tu nie ukryl zaden nikt.

zostawanie - pelna klasa, ile trzeba, tyle se posiedze.

siadanie i warowanie na zawolanie, i co tam bede opowiadac, miod malina.

aport. mam zabroniony z racji dysplazji mojej w biodrze lewym. ale nasza grupa cala to jeszcze nie biega nigdzie daleko, raczej szarpie sie i przynosi, wiec ja tez moge. rzuca niedaleko, podchodze do sznureczka, bo gom dawno nie widziala, a tam jak nie zapachnie znienacka! jak nie rzuci sie na mnie odor tak mily i - uczciwie powiem - interesujacy w swej naturze, ze sznureczek musialam przesunac, zeby sie dokopac do aromatu tak intrygujacego.
- Spróbuj jeszcze raz - slysze.
macha mi tym szureczkiem przed oczami, macha i macha, wiec sie w koncu wkurzylam i zaczynam klapac pyskiem. rzut, biegne, biore w pysk. - Buuurka! Buuurka!
odwracam sie: - czego chce? - pytam, a sznurek wypada mi z pyska.

czwartek, 14 stycznia 2010

dla minotaurow

pileczka to taka niepilkowa bardzo, bo z dziura i to z dziura nie prostą dla prostolinijnych king-kongow, ale z labiryncią jak dla osobowosci mocno skomplikowanych.


mozna ją tak:
gryzc
gryzc mocniej
przytulac

po ok. 11,5 minuty dochodzi się do wniosku, ze to malo skuteczna strategia i wtedy nalezy:

pchnac nosem, niech sie toczy, a nuz wypadnie samo
pchac lapa, niech sie toczy, a nuz wypadnie samo
pchac, niech sie toczy

po kolejnych uplywajacych minutach i lekcjach instruktazowych mozna
wziac w pysk i trzymajac pysk w pozycji wysokiej pysk otworzyc - niech spadnie i a nuz wypadnie
czynnosc wielokrotnie powtorzyc
po pol godzinie powtarzania w/w czynnosci, pilke porzucic i udac sie do wyroczni w lazience.
po powrocie szukac pilki, bo nie wiadomo, gdzie zniknęla.

środa, 13 stycznia 2010

łamigłówka

zabawka dla mnie przyjechala. nowa taka i fajna, co jej swiat nie widzial na oczy swoje. tylko, ze jak przyjechala, to ja nie wiedzialam, ze ona do mnie przyjechala, i ze dla mnie bedzie taka zabawka. bo stanela na półce, a na półkę to ja nie moge zagladac pod zadnym pozorem nawet nosem, wiec nie zagladam.

z reguly.

tylko tak niechcacy zupelnie zajrzalam na chwile krociutenieczka, zeby nikt nie zauwazyl zadnego nosa, ani paszczęki, ani oczów wpatrzonych, a ona ta zabawka złośliwie i podstępnie spadla i sie zepsula, i pomałamała, łamigłówka jedna.

wtorek, 12 stycznia 2010

szczenie przysposobie

o mnie jak o typie rozmawiali:

- Czy trzeba ją wykluczyć z hodowli?

ten w bardzo bialych portkach: - To już państwa sprawa. Kluby różnych ras ustalają różne zasady.

- Ale żeby potomstwu nie szkodzić.

- Nie ma co powielać wadliwego fenotypu.

co on o mnie wie? powielac mojego typu, to przeciez jak najbardziej, bo ja to jestem typ najmilszy, najpieknieszy i w ogole najtaki.

chociaz po namysle, to sie zgadzam, nie jestem typ "fe" i typow "fe" nie ma co powielac. zwlaszcza typow "fe", co to maja zapisana genetycznie dysplazje.

nie bede matką. phi.

ale matką chrzestną prosze bardzo.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

mozliwosci 3



pan w bardzo bialych portkach (po stwierdzeniu dysplazji lewostronnej) zaleca: - Kontrola zachowania suki na spacerach, pierwsze 5 minut spaceru na smyczy, nie pozwalać na wskakiwanie, przeskakiwanie, zeskakiwanie z wysokości większej niż 0,8 m, aportowanie i częste korzystanie ze schodów. 4-6 tygodni obserwacji. Do rozważenia: lewostronne usunięcie przywodziciela dla zminimalizowania nadmiernego przodoskrętu szyjki i głowy kości udowej.

odradza potrojna osteotomie, bo w przypadku splycenia panewki moglaby nie pomoc.

i wez tu psie bądz mądry. wszyscy w roznokolorowych portkach przyjemni i smaczni, i do tego polecani na miescie.

na razie poobserwuje.

piątek, 8 stycznia 2010

karac za Burke

dzis nikt mi łap nie wygina, wiec czytam gazety. i nerw mnie od razu chwyta. pies sie troche wychyli i juz ma samych wrogow. bloga popisze i juz mysla, ze moga sie wypowiadac na jego temat i mowic, co mu wolno, a czego nie. tfu.

sami popatrzcie, co pisze "gazeta wyborcza": "Szef francuskiej partii rządzącej chce karać grzywną za noszenie Burek". to niby jeszcze mozna zrozumiec, bo noszona to ja nigdzie nie mam zamiaru byc. ale to tylko przykrywka do szeroko zakrojonej akcji eksterminacyjnej: "Debatę rozpoczął kilka miesięcy temu prezydent Nicolas Sarkozy, stwierdzając, że dla Burek nie ma miejsca w Republice. Inni przeciwnicy Burek widzą sprawę zupełnie odmiennie. Zdaniem Fadeli Amary, wiceminister ds. rozwoju miast, która wywodzi się z muzułmańskiej rodziny, zakaz jest konieczny, by wykorzenić z Francji "raka". " I dalej: "Ostatecznie w środę, po zebraniu zarządu socjaliści oświadczyli: "Jesteśmy całkowicie przeciwni Burkom, to więzienie dla kobiet, na które nie ma miejsca w Republice".

no łapy same opadaja czyz myle sie?

ale dla mnie to zadna nowina. nieraz juz czytalam naglowki: "Burka nie jest mile widziana we Francji". pal licho francje, ale inni sie dolaczyli: "Kanadyjscy muzulmanie: Burka to symbol ekstremizmu". dunczycy: "Burka nie dla Dunek", bo "Burka jest obca duńskiej obyczajowości i przyczynia się do gnębienia kobiet".
ale jak to ze slawa bywa, przeciwnicy sami sobie zaprzeczaja : "Sarkozy: Burka to symbol uległości".

na szczescie sa i tacy, ktorzy staja w mojej obronie: "Le Monde" pisze, że "Burka to nie problem" i że lęk przed Burką jest mocno przesadzony.

caluski dla was.

czwartek, 7 stycznia 2010

mozliwosci skonfrontowane

ten w niebieskich portkach: - Widziałem psy, które i bez operacji świetnie funkcjonowały. Operacja daje pewność, inaczej to jest ruletka.

środa, 6 stycznia 2010

rtg




fachowa pani opisala (w skrocie): "Lewy staw biodrowy - panewka znacznie spłycona, głowa kości udowej słabo osadzona w panewce. Nie stwierdza się zmian zwyrodnieniowych. Obraz RTG wskazuje na umiarkowaną dysplazję (D). Prawy staw biodrowy prawie normalny (B)."

mozliwosci 2

pan w zielonych portkach i zielonej koszuli, i pasiasej czapce: - Nie lubię kroić takich młodych psów. Ograniczyć szalone zabawy, wskazane spacery w chodzie i truchcie, cortaflex, inflamex, sucha karma bez dodatków. Za dwa miesiące do kontroli.

wtorek, 5 stycznia 2010

mozliwosci

ten mily w niebieskich portkach: - W tej sytuacji możemy wykonać potrójną osteotomię miednicy, czyli przecięcie jej w trzech miejscach i wstawienie płytki; podcięcie mięśni przywodzicieli; albo po prostu zalecić dietę i ograniczenie ruchu.
- A pan co zaleca?
- Osteotomię. Możemy ją wykonać w następnym tygodniu w środę.

utrata swiadomosci

budze sie w srodku nocy i cos mi łapa nie tak wyglada. mila taka i gladka jak dwunoznych. milo sobie polizac, wiec liżę bo co.

ale nie daje mi spokoju, skad mi sie to wzielo. wielkosci pudelka od zapalek, wiec nie za duze, ale przeca musialabym byc pijana, zeby nie zauwazyc, ze ktos mi wygolil kawal skory.

glowa mnie troche boli.

ustalmy fakty. wczoraj wieczorem pojechalismy do milego pana w bialej koszuli i niebieskich spodniach. jak mnie poglaskal po karku, to nagle pojawily sie motyle, cale stada motyli pawie oczko i tych, no, kapustniczkow. rany, jaki odlot! i jak one tak lataly, to on cos mi gmeral przy tej lapie.

i potem nic nie pamietam.

pol godziny pozniej albo i całą wiecznosc wstaje, ale lapy mi sie uginaja i jezyk nie chce wrocic do pyska, i oczy to lataja jak glupie. "skupic mi sie" - wytężam mozgowine - "nie bedziemy tu lezec jak padalce". ale glupie oczy wracac nie chca, nie mowiac juz o jezyku. kabel jakis mi migocze przy tej lapie. "wstaję!" - ale jezyk zwisa durnowato, ogon nie wiedziec czemu wali trzy razy o podloge, na szczescie oczy wracaja do rozumu i posluchu. ide sie rozejrzec, bo wszystko sie jakos kolysze dziwakowato i podloga miekka jak trzesawisko.



wchodzi ten w niebieskich portkach. - Mam zdjęcie rtg. Niestety dysplazja stawów biodrowych.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

wodowanie

chlopaki to rozpoczeli nowy rok jak rasowe morsy. tylko czekac az im wąsy wieksze urosną.

bo tak: pod Portkiem zalamal sie lod i wpadl do wody...


... a Maksiu ostroznie podbiegl...


i go uratowal, bohater jeden, no.

niedziela, 3 stycznia 2010

schron przeciwupalny

zamierzam to zglosic w urzedzie patentowym.
zgloszenie bedzie wspoltworzyc stan techniki swiatowej.

latem hovawarty wszelkiej masci cierpia z powodu nadmiernie docierajacych do ziemi promieni slonecznych. dotychczasowe rozwiazania - siedzenie w cieniu, wchodzenie do wody, nie wychodzenie z domu i bieganie aby sie nie spocic - sa uciazliwe i wyraznie wplywaja na przegrzanie mozgu.

proponowany przeze mnie schron przeciwupany stworzony zostal z naturalnych materialow sniegowych, jest przyjazny dla srodowiska i ekologicznie udany. po wejsciu do niego robi sie od razu chlodno, a nawet zimno, po wyjsciu jest jeszcze zimniej.


testowany na polu m.

zbiegopsisko


na wielkim sniegu byly dzisiaj chyba wszystkie psy swiata. spocilam sie nie na zarty chociaz padal snieg i slina zamarzala na karku.

sobota, 2 stycznia 2010

smaki

czekam na smierc.

a mialo byc tak fajnie.

jechalismy samochodem, a ci gadaja do siebie: - Czujesz czekoladę?
wąch, wąch. - No czuję.
- A skąd ona tutaj? Ani Wedel w pobliżu, ani okna pootwierane.

ja sie nie odzywam, bo zajeta jestem i nie bardzo moge.

- Co ta Burka tam robi z tyłu?
- Puszką się jakąś bawi.

bo i prawda, puszkami to ja się od dzieciństwa zajmuje, one robia chrup o tak: "chrup". i cos to chrupanie zaczelo im w koncu przeszkadzac, bo znienacka siegnela reką i zabrala puszke, i zamarla. - O-o - stęknela tylko.
- Ooo - odpowiedzial elokwentnie.

i nagle dostali objawienia. - Musiała mi wypaść z kurtki.

puszka z kakao. a wlasciwie juz bez. 200 ml.

- Przecież to jest z czekoladą, pochoruje się psiak.
- Niedobrze - martwią sie. bo nawet 200 g gorzkiej czekolady dla takiego hovka jak ja to juz bye bye maszkaro.
tylko czekac na drgawki, wymioty, dyszenie, arytmie, sraczke albo szczawowisko, albo zapasc. albo smierc.

wiec czekam.

- Luzuj, Burka, mlecznej to byś musiała zjeść 1,5 kg.

piątek, 1 stycznia 2010

sabotaz

poranek jednak wstal i slonce sie obudzilo. z ciotka Mikrą naocznie zesmy to ustalily i zaprotokolowaly. i wtedy nas naszlo - wiecie jak to jest, po imprezie, troche wczorajsze, od razu zakumalysmy, o co chodzi.
najwieksze bombardowania tej wojny przezywaly domy z lampkami takimi jak na choince. wnioski same sie cisna na paszcze: te swiatelka to one musza sciagac na siebie bomby.
nie myslac wiele, bo cioteczka Mikra to zaraz chciala dyskutowac nad sensem wojny i ze o pokoj na swiecie nalezy walczyc, bo pacyfizm to jest nasza narodowa ideologia, zabralam sie do roboty. swiatelka podlaczone byly do przedluzacza. i tu geniusz moj pokazal sie w calej swojej pokazalosci - nie zliwidowalam swiatelek, ale w przemyslny sposob zabralam sie za przegryzanie przedluzacza, a wlasciwie to wtyczki. spoko, spoko, sprawdzilam najpierw, czy podlaczona. celem moim bylo uchronienie cioteczki pacyfistki przed kolejnym nocnym bombardowaniem, bo kto mi zagwarantuje, ze ono nie wroci tej nocy i nie zmiecie cioteczki w cukrowy pył. wiec cioteczka sobie rozwaza, jak swiat wyprowadzic na jedyną sluszną droge ahinsy, a ja sabotuje, i wtedy pojawia sie szczeciniasty: - Burka, nie! Do domu!
i znowu nie uda mi sie ich uratowac. tyle razy sie staram i prosze, jak to doceniaja. a podobno jaki nowy rok, taki caly rok.