czekam na smierc.
a mialo byc tak fajnie.
jechalismy samochodem, a ci gadaja do siebie: - Czujesz czekoladę?
wąch, wąch. - No czuję.
- A skąd ona tutaj? Ani Wedel w pobliżu, ani okna pootwierane.
ja sie nie odzywam, bo zajeta jestem i nie bardzo moge.
- Co ta Burka tam robi z tyłu?
- Puszką się jakąś bawi.
bo i prawda, puszkami to ja się od dzieciństwa zajmuje, one robia chrup o tak: "chrup". i cos to chrupanie zaczelo im w koncu przeszkadzac, bo znienacka siegnela reką i zabrala puszke, i zamarla. - O-o - stęknela tylko.
- Ooo - odpowiedzial elokwentnie.
i nagle dostali objawienia. - Musiała mi wypaść z kurtki.
puszka z kakao. a wlasciwie juz bez. 200 ml.
- Przecież to jest z czekoladą, pochoruje się psiak.
- Niedobrze - martwią sie. bo nawet 200 g gorzkiej czekolady dla takiego hovka jak ja to juz bye bye maszkaro. tylko czekac na drgawki, wymioty, dyszenie, arytmie, sraczke albo szczawowisko, albo zapasc. albo smierc.
wiec czekam.
- Luzuj, Burka, mlecznej to byś musiała zjeść 1,5 kg.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Burka nic sie nie bój! Jamnik miniatura zjadł cała tabliczke strzelajacej milki i zyje do dzis. A poza tym rano walniesz czekoladowa kupe - jak znalazł na sniadanko!
OdpowiedzUsuń