socjalizacja szczeniaka to sprawa nie do przecenienia i sama o tym najlepiej wiem, nie trzeba mi o tym przypominac. wiec wczoraj poszlam odwiedzic koteczka takiego prazkowanego czarno rudego czy cos. koteczek mily taki stanal w drzwiach i syknal przyjaznie na powitanie a potem wylecial przez te drzwi prosto na mnie i zatrzymal sie metr przede mna zatrzymywany przez sile psychiki jego pani. i pani mowila, zeby koteczkowi droge zwolnic do mieszkania i sie odsunac, i zachecala koteczka, ale ten sie gapil na mnie i wcale nie chcial isc do mieszkania. to go zachecala, zeby poszedl pietro wyzej i poszedl. a my zeszlismy pietro nizej. i wtedy pani wziela z kuchni takie grube rekawiczki i wziela koteczka na rece, i zaniosla do pokoju i go zamknela swinie jedną puchatą. i nie moglam sie juz do niego dostac.
a potem bylismy na polu i na tym polu stal taki wielki laciaty pies - czarno-bialy taki. - Chodź, Burka, zobaczysz krówkę.
to ide. i idziemy do tej krowki i idziemy, i okazuje sie, ze ta krowka to nie ma wymion. i ma rogi.
to juz nam sie wycieczka troche przestala podobac i do tej "krowki" juz nie podchodzimy. ale za to "krowka" sie juz nami zainteresowal i ruchem jednostajnie przyspieszony zaczyna ku nam zmierzac sapiac i tak marszczac chrapy, no, tak groznie, nie. to ja sie klade i czekam az miś podejdzie, zeby sie przywitac jak szczeniak ze starszym misiem. i wtedy sie okazalo, ze ten lancuch, co ma na szyi, to nie jest do niczego przyczepiony i ze to juz koniec z nami i musimy sie zegnac ze swiatem i jak najszybciej pisac list z naszymi najwiekszymi osiagnieciami, zeby swiat nas pamietal na zawsze. bo podobno byczek na zakrecie to normalnie ma taka predkosc, ze zadne szczeniaki to nie maja szans. zaczynamy sie wycofywac, chociaz ja to bym wolala na misia kulturalnie poczekac i wtedy niespodziewanie wyskoczyl nam na ratunek murek taki, ze my za niego hop i byczek juz sie znudzil, bo nagle zupelnie stracil cel zycia i poszedl sobie do domu.